wtorek, 14 lipca 2015

2. Ich świat



Znowu była sama. Leżała pod kołdrą i przyciskała do piersi pluszowego misia, a pioruny raz po raz rozrywały noc. Bała się.
Tata wciąż nie wrócił.
Próbowała się podnieść i wyjrzeć przez okno, ale za każdym razem, gdy rozlegał się grzmot, chowała głowę pod kołdrę.
Już dawno powinien tu być.
Noce jak ta zdarzały się wyjątkowo często. Jej tata – astronom z zamiłowania – wychodził tuż po zachodzie słońca i kierował w stronę najbliższego obserwatorium. Potem przez całą noc wpatrywał się w niebo. W cieplejsze noce rozkładał teleskop na najbliższym wzgórzu lub kładł na trawie i obserwował gwiazdy.
A ona zawsze była sama.
Kiedy kolejny piorun przeciął niebo, niepewnie wychyliła się spod kołdry i policzyła do dziesięciu.
Nic.
Spróbowała wyjrzeć przez okno, jednak przez kompletną ciemność niewiele było widać. W oddali majaczyły niewyraźne światła latarni. Deszcz ucichł.
Tatusiu, gdzie jesteś?
Właściwie to nigdy nie lubiła patrzeć w gwiazdy. Wydawały jej się ładne, owszem, jednak ich istnienie było pozbawione sensu. Żyć tylko po to, by cieszyć oczy innych? Teraz rozumiała, czemu ludzi, którym udało się zdobyć popularność nazywano „gwiazdami”.
Na chwilę odwróciła wzrok od ciemnego nieba i spojrzała na swoich gości. Prawie setka ludzi, bawiąca się na dachu, a wśród nich śmietanka towarzyska: gwiazdy filmowe, milionerzy, piosenkarki, a nawet kilku polityków. A wśród nich ona.
Dopiła szampana i gestem przywołała do siebie kelnera. Miała zamiar wypić jak najwięcej i zapomnieć całą tę farsę.
- Evelyn! – Podbiegł do niej zadbany chłopak w garniturze. Na widok narzeczonej skrzywił się nieco. – Piłaś.
- Urodziłeś się – odparła. Fakt, że spożywała alkohol był tak samo oczywisty jak to, iż Ziemia nie jest płaska i krąży wokół Słońca.
- Daruj sobie sarkazm. Jest ktoś, kogo musisz poznać. – Złapał ją za rękę.
Niechętnie podążyła za mężczyzną, którego za kilka miesięcy miała nazywać mężem. Nikomu tego nie mówiła, ale wizja spędzenia całego życia z tą samą osobą ją przerażała. I tak nie miała zamiaru być kurą domową. Po prostu była na to zbyt ambitna.
- Evelyn, poznaj Charlesa Millana, mojego wykładowcę. – Pan Millan okazał się być niskim mężczyzną po sześćdziesiątce.
- Miło mi panią w końcu poznać. Richard tyle o pani wspominał…
- Pewnie same złe rzeczy – mężczyźni wybuchli śmiechem.
O Evelyn można było powiedzieć wiele. Wiele złego. Była sarkastyczna, chamska, aspołeczna, niecierpliwa i przejawiała nienawiść w stosunku do ludzi. Ale w tym cały jej urok.
Wymiana uprzejmości, sztuczne uśmiechy i udawane zainteresowanie anegdotami o studiach – cały ten świat to jedna wielka szopka.
- Przeproszę pana na chwilkę, muszę się z kimś przywitać. – Richard uniósł brew, ale tylko posłała w jego stronę uroczy uśmiech.
Nie kłamała. Podeszła do baru i od razu zaczęła rozmowę z barmanem. Jedyne miłe spotkanie tego wieczora.
- Co pani podać? – zapytał.
Był całkiem wysoki i na pierwszy rzut oka było widać, że pod koszulą kryją się twarde mięśnie. Poza tym miał delikatny zarost i włosy postawione na żel – bez przesady, w granicach dobrego smaku. Jego oczy o barwie morza się w nią wpatrywały.
- Poproszę szampana – powiedziała, wciąż lustrując go wzrokiem. Przygryzła wargę.
Zdecydowanie przypadł jej do gustu. Już sobie wyobraziła jego błękitne oczy pociemniałe z pożądania, silne ramiona na jej biodrach i…
- Pani zamówienie. – Kieliszek wypełniony jasnym płynem znalazł się przed nią. – Coś jeszcze podać?
- To zależy. – Upiła łyk szampana.
Mężczyzna uniósł brew, ale nachylił nad swoją klientką.
- Od czego?
- Jesteś wolny?
- Raczej szybki.
Uśmiechnęła się. Tak, zdecydowanie przypadł jej do gustu.
- Za pół godziny mam zamiar stąd zwiać – oznajmiła.
- W takim razie widzimy się za pół godziny. Damy nie powinny wracać o takiej porze same.
Posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech i odeszła od baru. Małżeństwo zdecydowanie nie było dla Evelyn.
***
Chociaż starała się tego nie okazywać, była kłębkiem nerwów. Chodziła w tę i z powrotem bez celu w oczekiwaniu na Arthura.
Nie powinna była z nim rozmawiać. Samym wyglądem odstraszał od siebie ludzi, ale to właśnie kryjące się w nim niebezpieczeństwo przyciągało ją do niego. A poza tym niegrzecznych chłopców trzeba jakoś naprostować, co wydawało się niesamowicie interesującym i wymagającym zadaniem.
Uwielbiała wyzwania.
Stała zamyślona, wpatrując w jeden punkt. Wydawała się taka bezbronna.
- Nie powinnaś być sama – wyszeptał jej do ucha, a ona momentalnie się wzdrygnęła. Nie słyszała, gdy do niej podszedł.
- Nie jestem – posłała mu uśmiech, a następnie wspięła na palce, by złożyć pocałunek na jego policzku. – Gdzie idziemy?
Arthur złapał Bunny za rękę i poprowadził pustą ulicą.
- Zabiorę cię do mojego ulubionego miejsca – skłamał. W całej Wielkiej Brytanii nie było ani jednego miejsca, które mógłby nazwać ulubionym. Dziewczyny lubiły mieć wrażenie, że mężczyźni się przed nimi otwierają.
Bunny zaczęła coś opowiadać, ale kompletnie wyłączył się na jej słowa. Spojrzał w niebo, by jeszcze raz odszukać swoją gwiazdę. Na początku było zabawnie. Wystarczyło jedno zerknięcie, by ją zobaczyć. Jednak od dłuższego czasu miał wrażenie, że żadna z gwiazd nie jest jego. Każda wyglądała dziwnie obco i… pusto. Poczuł rozczarowanie. Czy jego gwiazda mogła go opuścić? Tak po prostu?
Bez pożegnania?
Po chwili przypomniał sobie, że jest nieczułym dupkiem. Dlatego ostatni raz spojrzał w dziwnie czyste jak na tę porę roku niebo i prychnął. Bunny cały czas coś opowiadała.
Pierdol się, pomyślał z nadzieją, że jego gwiazda postanowi go usłyszeć.
***
- Au – jęknął.
Przeklął w myślach wszystkie meble z Ikei, które stały w jego pokoju. A może sam pokój za swoją klaustrofobiczność? A może siebie za nieuwagę? Sam już nie wiedział na co jest bardziej zły.
Rozmasował obolałe ramię i planował kopnąć regał, ale zrozumiał, że tylko naraziłby się na dodatkowe obrażenia. Należało ograniczyć liczbę ofiar.
Włączył wieżę i, korzystając z nieobecności swojego współlokatora, podkręcił głośność. Nareszcie mógł spokojnie pracować bez złośliwych komentarzy Arthura na temat jego gustu muzycznego. Sam dobrze wiedział, że wszystko jest lepsze niż rap czy dubstep.
Connor usiadł na dywanie i otworzył notatnik. Zarys powieści powoli tworzył się w jego głowie, a postaci stawały z każdą chwilą bardziej ludzkie. Świat nabierał wyrazistości.
Tylko dwie osoby włącznie z nim wiedziały, że jest początkującym pisarzem. Jego wykładowca odkrył ten sekret przez przypadek, gdy Connor zapomniał swojego notatnika z zajęć. Nauczyciel przeprowadził wtedy poważną analizę, udzielił kilku wskazówek i postanowił na bieżąco recenzować powstającą książkę. Był dla swojego studenta nieopisanym wsparciem.
Dlatego Connor zamknął oczy i jeszcze raz wkroczył do tego świata.
Jego świata.
Zobaczył wszystko to, czego brakowało mu na jawie: swoich bohaterów, przemierzających ścieżki stworzonej przez niego krainy; odkrywających to, czego on sam jeszcze dokładnie nie poznał. Widział tworzące się między nimi więzi, przeszkody na ich drodze do osiągnięcia celu. Zobaczył niesamowite istoty, które póki co istnieją tylko w jego wyobraźni. A wszystko to tylko czekało, by zostać przelane na papier i przedstawione czytelnikom głodnym jego historii. Jego świata.
Chciał, by pierwsza powieść była idealna, dlatego sięgał po każdą książkę z gatunku fantasy. Uczył się od najlepszych, ale też od najgorszych. Na marginesach zapisywał swoje spostrzeżenia, a następnie wystawiał recenzje. Tylko czekał na kogoś, kto w przyszłości będzie robił to samo.
Pokój wypełniały dźwięki jego ulubionych piosenek, które powoli się oddalały. Ich melodia zamieniała się w szumienie lasu, plusk wody i łopotanie skrzydeł maleńkich istot. Tak, jego świat musiał w końcu zyskać turystów.
***
- Jak tu pięknie! – Bunny nie ukrywała zachwytu, obserwując panoramę miasta. – Na pewno wolno nam tu być?
Arthur tylko posłał jej łobuzerski uśmiech. Z każdą chwilą zaczynał bawić się coraz lepiej, a wszystko dzięki Bunny. Okazała się energiczną i pomysłową dziewczyną, a nie kolejną słodką idiotką.
- Nie wolno. I to jest najlepsze.
Objął ją w pasie, a ona nie protestowała. Wdychała dziwnie czyste powietrze, nie mogąc odwrócić wzroku od niesamowitego widoku.
- Często przyprowadzasz tu dziewczyny? – Wielokrotnie słyszał to pytanie, ale dzięki temu przygotował satysfakcjonującą odpowiedź.
- Właściwie to wcale. Jesteś moją pierwszą. – Przytulił ją mocniej jakby na potwierdzenie swoich słów.
Wiedział, że się zarumieniła. Zawsze się rumienią.
Najciekawsza rzecz na temat dziewczyn to to, że bardzo łatwo je uszczęśliwić. Podziel się czymkolwiek na swój temat, a będą rozpowiadały koleżankom jak ciężko było zdobyć tę informację. Daj im kwiatek, a poczują się kochane. Zabierz w ładne miejsce, a uznają się za wyjątkowe.
Przez dłuższą chwilę stali, sycąc oczy panoramą miasta. Z dala wyglądało na takie… małe. Przy tym zyskiwało sporo uroku i od razu czuło się chęć zamieszkania w którymś z podświetlonych wieżowców. Szkoda, że to tylko piękna iluzja.
- Piękne – wyszeptała, jednak to jedno słowo porwał wiatr. Robiło się coraz chłodniej.
- Masz ochotę się napić?
Odwróciła się do Arthura z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Czytasz w moich myślach?
- Uczę się. – Wzruszył ramionami.
Usiedli na mokrej od deszczu trawie i otworzyli po jednym piwie.
- Za nas – Bunny wzniosła toast.
- Za nas – powtórzył jak echo.
A wszystkiemu z niesmakiem przyglądały się gwiazdy.
***
Te same gwiazdy próbowały zajrzeć do pokoju hotelowego Evelyn, jednak znacznie utrudniały to grube zasłony. W samym pomieszczeniu paliło się słabe światło lampki i panowało dziwne – choć bardzo zmysłowe – napięcie.
Nathan siedział na kanapie i czekał na Evelyn, która ukryła się w łazience pod pretekstem odpowiedniego przygotowania.
Dlaczego kobiety były takimi perfekcjonistkami?
Starał się nie myśleć za wiele i po prostu skoncentrować na tym, co za chwilę miało nastąpić. Zamknął oczy i zaczął wyobrażać sobie Evelyn w seksownej bieliźnie.
Kiedy tak siedział, fantazjując, poczuł delikatny dotyk na swoim policzku.
- Jeszcze ich nie otwieraj – Evelyn się zaśmiała, gdy próbował na nią spojrzeć.
Z największym trudem zamknął ponownie oczy i pozwolił, by zrealizowała swój plan.
Obsypywała jego twarz pocałunkami, powoli odpinając mu koszulę. Zsuwała przy tym swoje dłonie coraz niżej aż dotarła do rozporka. Delikatnie wysunął biodra do przodu, chcąc zachęcić Evelyn do dalszego działania. Zaśmiała się cicho.
Złożyła na jego ustach pocałunek, po czym jej wargi zaczęły wędrować niżej i niżej. Szyja. Obojczyk. Niedługo jej zęby odnalazły sutek. Przygryzła go delikatnie.
Usłyszała ciche westchnienie. Tak, chętnie słuchałaby tego przez całą noc.
Zaczęła robić niewielkie kółka językiem, czasami ssąc delikatnie. Kiedy odsunęła się na chwilę, by to samo zrobić z drugim sutkiem, Nathan przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. Przywiódł ją bliżej tak, że teraz na nim leżała. Jego duże dłonie przez chwilę błądziły po jej plecach, by niedługo potem dotrzeć do pośladków. Złapał je mocno.
Chciała się od niego odsunąć, jednak nie dał jej tej możliwości. Obrócił się o 180 stopni i teraz to on był na górze. Otworzył oczy i spojrzał w brązowe źrenice swojej kochanki. Były niewiele ciemniejsze od miodu.
Posłała mu uśmiech, a jej ręce znalazły się na jego ramionach.
- Pragnę cię – wyszeptała, po czym przyciągnęła go do siebie i delikatnie rozłożyła nogi.
Uznał to za wystarczający sygnał do rozpoczęcia. Przez chwilę błądził dłońmi, poznając jej ciało. Zsunął koronkowy staniczek i poświęcił moment, by przyjrzeć się kształtnym piersiom. Wziął jeden z sutków do ust, a następnie zaczął delikatnie ssać. Na chwilę przestawał i zataczał kółka wokół brodawki, by kilka sekund później ją przygryźć. Podobny proces miał miejsce w przypadku drugiej piersi.
Evelyn głośno dyszała, gdy Nathan sprawiał jej przyjemność. Dobrze wybrała swojego kochanka.
W pewnym momencie złapała jego dłoń i przesunęła niżej, do granicy swoich majtek.
- Teraz tam – jej głos lekko drżał z pożądania.
Nathan szybkim ruchem zsunął cienki kawałek materiału, a Evelyn rozsunęła szerzej nogi. Rozpiął rozporek i wyciągnął swojego penisa. Uśmiechnęła się. Była w pełni usatysfakcjonowana jego rozmiarem.
Szybko, lecz wprawnie założył prezerwatywę. Polizał palec i powoli w nią wszedł w akompaniamencie cichych jęków. Była wilgotna.
Wyciągnął palec i zsunął się z łóżka. Złapawszy ją za nogi, pociągnął w swoją stronę, a ona zachichotała. Jego dłonie powędrowały ku górze – przez jędrne uda do dosyć szerokich bioder. Mocno zacisnął na nich palce i nieoczekiwanie w nią wszedł.
Z jej ust wydobył się jęk zaskoczenia.
Mężczyzna zaczął wykonywać silne, lecz powolne pchnięcia, a ona z każdą chwilą chciała więcej. Za każdym razem, gdy się z niej wysuwał, nadstawiała biodra. Nathan cicho dyszał.
Wkrótce przyspieszył, a Evelyn zaczęła niemalże krzyczeć.
Po niezliczonej liczbie energicznych pchnięć, symfonii jęków oraz niezwykłych doznań, nadszedł punkt kulminacyjny – orgazm – który wywołał u niej wrażenie rozpadania na kawałeczki. Nathan doszedł chwilę później.

Powoli się z niej wysunął i położył obok, próbując złapać oddech.
- To co? Druga runda? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
***
Connor niechętnie uniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju. Ciągle jeszcze przebywał w krainie snów, choć zdążył zapomnieć, co tam się wydarzyło.
Muzyka wciąż wypływała z głośników, a wszelkiego rodzaju kartki, zeszyty i książki zajmowały większą część podłogi. Jednak on machnął tylko na to ręką, wyłączył wieżę i wyszedł na korytarz.
Pusto.
W mieszkaniu unosił się tylko zapach kurzu, a wokół panowała ciemność. Uznał nieobecność Arthura za dziwną, chociaż wiedział, że często spędzał noce poza domem. Bez niego mieszkanie wydawało się zdecydowanie większe niż było w rzeczywistości.
Zaspany wszedł do kuchni, gdy nagle poczuł coś dziwnego pod nogami. To na pewno nie były kafelki.
Po omacku włączył światło i dokładniej przyjrzał znalezisku. Była to pozornie zwykła kartka A4, jednak po dokładniejszych oględzinach wyłaniały się słowa takie jak „zasiłek”, „kwota”, „wezwanie do job centre”. Czyli że Arthur miał problemy finansowe.
Connora w jednej chwili opuściła senność. Pozbierał pozostałe papiery i zaczął dokładniej się im przyglądać. Kwota pozostała na koncie współlokatora była zatrważająco bliska zera.
Był w szoku. Do tej pory mogło się wydawać, że Arthur jakoś wiąże koniec z końcem. Sprawiał wrażenie niewzruszonego i niezainteresowanego otoczeniem. Obojętnego. Connor mógł tylko sobie wyobrazić wściekłość Arthura, gdy przeglądał rachunki – najbardziej prawdopodobną reakcję.
Co teraz będzie?
Owszem, Arthur był chamem, nieczułym dupkiem, ale Connor nie potrafił wyobrazić sobie życia bez ciągłych docinków. Poza tym cisza nie była dla niego.
Od razu zapalił się do działania: chciał wyciągnąć z Arthura jak najwięcej informacji, a potem… no właśnie. Co potem?
Po dłuższej chwili zadumy zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien się tym interesować. Tylko przysporzyłby więcej problemów swojemu już i tak zdenerwowanemu współlokatorowi. Do takich wniosków doszedł, przypomniawszy sobie rozmowę z Bunny i jej reakcję na wieść o odebraniu telefonu.
Jednym ruchem zsunął dokumenty ze stołu i patrzył jak powoli spadają na podłogę z poczuciem, że podjął dobrą decyzję.
***
Wiał silny wiatr, gdy wypadł na ulicę i pospiesznie skręcił w ciemną uliczkę. I tak wiedział, że współlokator go nie wpuści, ale postanowił chociaż spróbować dostać się do domu.
Nathan przechodził przez najwęższe uliczki miasta i wspominał pierwsze dni swojego pobytu w Londynie. Przez parę dni poznał lepiej ciemną stronę stolicy niż niektórzy ludzie przez całe życie. Dokładnie zapamiętał ciemne i deszczowe noce, zapach śmieci i towarzystwo najbiedniejszych mieszkańców, którzy w przypływie szczerości opowiadali swoje historie. Tak dobrze znał życie na ulicy, że mógłby o tym napisać książkę.
Jednak teraz odwiedzał znajome miejsca jako zwykły przechodzień. Już dawno udało mu się opuścić bruk i teraz obracał się wśród elity elit: milionerów, aktorów i innych mniej lub bardziej zdolnych osobistości. Z samego dna udało mu się wybić na sam szczyt. Sam dokładnie nie pamiętał jak to się stało.
Wkrótce dotarł do niepozornego domku niedaleko centrum miasta i zapukał do drzwi. Nic. Spróbował głośniej, ale to również nie dało rezultatu. W końcu zaczął walić w drewnianą powierzchnię w nadziei, że współlokator jednak postanowi zwlec się z łóżka, by mu otworzyć.
Nic takiego nie nastąpiło.
Jeszcze przez chwilę kręcił się przy drzwiach, ale nic to nie dało. W końcu się poddał.
Właściwie to mógł zostać z Evelyn, ale przerażała go myśl, że otworzy oczy i przywita go jej uśmiech. Owszem, była atrakcyjna i prowokacyjna, ale nic poza tym. Traktował ją jako jednorazową przygodę, a jedna noc spędzona z nią mogłaby jeszcze wzbudzić w nim jakieś uczucia.
A tymi obdarował tylko jedną osobę.
Pozbawiony możliwości powrotu do domu, postanowił odwiedzić starego przyjaciela.
***
Pierwsze promienie słońca nieśmiało wpadały do przytulnego pokoju ku irytacji Arthura. Dziwnym trafem obierały za cel jego powieki.
Uniósł się na łokciach i rozejrzał po nieznanym otoczeniu. Wygodne łóżko, a nad nim plakaty niszowych zespołów rockowych. Tło dla nich stanowiła ciemnoróżowa ściana, co wyglądało wyjątkowo zabawnie.
Ziewnął przeciągle i spojrzał na leżącą obok niego dziewczynę. Spała zwinięta w kłębek w za dużej męskiej koszulce.
Pierwszy raz zapamiętał imię jakiejkolwiek dziewczyny. Bunny. Króliczek. Z jednej strony wydawało się idiotyczne do potęgi, ale z drugiej nie potrafił sobie wyobrazić lepiej opisującego ją słowa. Paradoks? Być może.
Wstał z łóżka i postanowił poszukać kuchni. Dziewczyny uwielbiają, gdy mężczyzna gotuje, a przynajmniej próbuje. Najważniejsze są starania. Nieważne czy potrawa się uda, czy nie – i tak go docenią, a to najcenniejsze, co można dać mężczyźnie.
Dlatego stanął przed kuchenką i z bojową miną zaczął przygotowywać jedno z prostszych dań. Nie był najlepszym kucharzem, ale omlet potrafił zrobić. Z ogromnym skupieniem rozbił jajko. Z niesłychaną precyzją oddzielił żółtko od białka. Z niesamowitym poświęceniem rozpoczął najtrudniejszą część operacji – smażenie. Cierpliwie wyczekiwał chwili, gdy omlet mógł zostać przerzucony na drugą stronę. Kiedy ta chwila nadeszła, złapał rączkę od patelni i podrzucił prawie gotowe danie. Omlet wzbił się w powietrze i przez moment – a dla Arthura niemalże wieczność – obracał się w powietrzu. Ogarnęły go wątpliwości. Czy zdoła złapać obiekt swojej ciężkiej pracy? Czy mu się uda? Czy wygra tę bitwę?
Wtedy omlet bezpiecznie wylądował na patelni.
Już miał wypuścić wstrzymywane powietrze, gdy przypomniał sobie o konieczności poczekania około minuty, by druga strona potrawy także się zarumieniła. Minuta dłużyła mu się niemiłosiernie. W ogromnym skupieniu pilnował, by omlet się nie przypalił i w żaden sposób jego wygląd nie stracił na atrakcyjności. Postanowił pozostawić danie na patelni dłużej niż minutę, by mieć pewność, że nie będzie surowe w środku.
Kiedy omlet wylądował na talerzu, dopiero wtedy bitwa została uznana za wygraną. Arthur uniósł gotowy posiłek nad głowę i pozwolił sobie na chwilę wzruszenia, jednak nie zapłakał. To była męska chwila wzruszenia.
W chwili jego niezwykle osobistego celebrowania zwycięstwa, do kuchni weszła Bunny. Patrzyła na chłopaka z otwartymi ustami, jednak nie odezwała się. Niedowierzanie wymieszane z podziwem odebrało jej mowę.
__________________________________
I dobrnęliśmy do końca! Ten rozdział jest chyba krótszy od poprzedniego, ale scena erotyczna i robienie omleta powinny Wam to wynagrodzić. Mam nadzieję, że się podobało i następna część będzie dłuższa!  Do kolejnego razu!

2 komentarze:

  1. Kolejny genialny rozdział! ^^ Nie umiem robić omletów; -; xD Już nie mogę sìę doczekać nastepnej części! Pozdrawiam ^*^

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na dalsze części. jest supi

    OdpowiedzUsuń