Znowu była sama. Leżała pod kołdrą i przyciskała do piersi
pluszowego misia, a pioruny raz po raz rozrywały noc. Bała się.
Tata wciąż nie wrócił.
Próbowała się podnieść i wyjrzeć przez okno, ale za każdym
razem, gdy rozlegał się grzmot, chowała głowę pod kołdrę.
Już dawno powinien tu być.
Noce jak ta zdarzały się wyjątkowo często. Jej tata –
astronom z zamiłowania – wychodził tuż po zachodzie słońca i kierował w stronę
najbliższego obserwatorium. Potem przez całą noc wpatrywał się w niebo. W
cieplejsze noce rozkładał teleskop na najbliższym wzgórzu lub kładł na trawie i
obserwował gwiazdy.
A ona zawsze była sama.
Kiedy kolejny piorun przeciął niebo, niepewnie wychyliła się
spod kołdry i policzyła do dziesięciu.
Nic.
Spróbowała wyjrzeć przez okno, jednak przez kompletną
ciemność niewiele było widać. W oddali majaczyły niewyraźne światła latarni.
Deszcz ucichł.
Tatusiu, gdzie jesteś?
Właściwie to nigdy nie
lubiła patrzeć w gwiazdy. Wydawały jej się ładne, owszem, jednak ich istnienie
było pozbawione sensu. Żyć tylko po to, by cieszyć oczy innych? Teraz rozumiała,
czemu ludzi, którym udało się zdobyć popularność nazywano „gwiazdami”.
Na chwilę odwróciła
wzrok od ciemnego nieba i spojrzała na swoich gości. Prawie setka ludzi,
bawiąca się na dachu, a wśród nich śmietanka towarzyska: gwiazdy filmowe,
milionerzy, piosenkarki, a nawet kilku polityków. A wśród nich ona.
Dopiła szampana i
gestem przywołała do siebie kelnera. Miała zamiar wypić jak najwięcej i
zapomnieć całą tę farsę.
- Evelyn! – Podbiegł
do niej zadbany chłopak w garniturze. Na widok narzeczonej skrzywił się
nieco. – Piłaś.
- Urodziłeś się –
odparła. Fakt, że spożywała alkohol był tak samo oczywisty jak to, iż Ziemia
nie jest płaska i krąży wokół Słońca.
- Daruj sobie sarkazm.
Jest ktoś, kogo musisz poznać. – Złapał ją za rękę.
Niechętnie podążyła za
mężczyzną, którego za kilka miesięcy miała nazywać mężem. Nikomu tego nie
mówiła, ale wizja spędzenia całego życia z tą samą osobą ją przerażała. I tak
nie miała zamiaru być kurą domową. Po prostu była na to zbyt ambitna.
- Evelyn, poznaj
Charlesa Millana, mojego wykładowcę. – Pan Millan okazał się być niskim
mężczyzną po sześćdziesiątce.
- Miło mi panią w
końcu poznać. Richard tyle o pani wspominał…
- Pewnie same złe rzeczy
– mężczyźni wybuchli śmiechem.
O Evelyn można było
powiedzieć wiele. Wiele złego. Była sarkastyczna, chamska, aspołeczna,
niecierpliwa i przejawiała nienawiść w stosunku do ludzi. Ale w tym cały jej
urok.
Wymiana uprzejmości,
sztuczne uśmiechy i udawane zainteresowanie anegdotami o studiach – cały ten
świat to jedna wielka szopka.
- Przeproszę pana na
chwilkę, muszę się z kimś przywitać. – Richard uniósł brew, ale tylko posłała w
jego stronę uroczy uśmiech.
Nie kłamała. Podeszła
do baru i od razu zaczęła rozmowę z barmanem. Jedyne miłe spotkanie tego wieczora.
- Co pani podać? –
zapytał.
Był całkiem wysoki i
na pierwszy rzut oka było widać, że pod koszulą kryją się twarde mięśnie. Poza
tym miał delikatny zarost i włosy postawione na żel – bez przesady, w granicach
dobrego smaku. Jego oczy o barwie morza się w nią wpatrywały.
- Poproszę szampana –
powiedziała, wciąż lustrując go wzrokiem. Przygryzła wargę.
Zdecydowanie przypadł
jej do gustu. Już sobie wyobraziła jego błękitne oczy pociemniałe z pożądania,
silne ramiona na jej biodrach i…
- Pani zamówienie. –
Kieliszek wypełniony jasnym płynem znalazł się przed nią. – Coś jeszcze podać?
- To zależy. – Upiła
łyk szampana.
Mężczyzna uniósł brew,
ale nachylił nad swoją klientką.
- Od czego?
- Jesteś wolny?
- Raczej szybki.
Uśmiechnęła się. Tak,
zdecydowanie przypadł jej do gustu.
- Za pół godziny mam
zamiar stąd zwiać – oznajmiła.
- W takim razie
widzimy się za pół godziny. Damy nie powinny wracać o takiej porze same.
Posłała mu swój
najpiękniejszy uśmiech i odeszła od baru. Małżeństwo zdecydowanie nie było dla
Evelyn.
***
Chociaż starała się
tego nie okazywać, była kłębkiem nerwów. Chodziła w tę i z powrotem bez celu w
oczekiwaniu na Arthura.
Nie powinna była z nim
rozmawiać. Samym wyglądem odstraszał od siebie ludzi, ale to właśnie kryjące
się w nim niebezpieczeństwo przyciągało ją do niego. A poza tym niegrzecznych
chłopców trzeba jakoś naprostować, co wydawało się niesamowicie
interesującym i wymagającym zadaniem.
Uwielbiała wyzwania.
Stała zamyślona,
wpatrując w jeden punkt. Wydawała się taka bezbronna.
- Nie powinnaś być
sama – wyszeptał jej do ucha, a ona momentalnie się wzdrygnęła. Nie słyszała,
gdy do niej podszedł.
- Nie jestem – posłała
mu uśmiech, a następnie wspięła na palce, by złożyć pocałunek na jego policzku.
– Gdzie idziemy?
Arthur złapał Bunny za
rękę i poprowadził pustą ulicą.
- Zabiorę cię do
mojego ulubionego miejsca – skłamał. W całej Wielkiej Brytanii nie było ani
jednego miejsca, które mógłby nazwać ulubionym. Dziewczyny lubiły mieć
wrażenie, że mężczyźni się przed nimi otwierają.
Bunny zaczęła coś
opowiadać, ale kompletnie wyłączył się na jej słowa. Spojrzał w niebo, by
jeszcze raz odszukać swoją gwiazdę. Na początku było zabawnie. Wystarczyło
jedno zerknięcie, by ją zobaczyć. Jednak od dłuższego czasu miał wrażenie, że
żadna z gwiazd nie jest jego. Każda wyglądała dziwnie obco i… pusto. Poczuł
rozczarowanie. Czy jego gwiazda mogła go opuścić? Tak po prostu?
Bez pożegnania?
Po chwili przypomniał
sobie, że jest nieczułym dupkiem. Dlatego ostatni raz spojrzał w dziwnie czyste
jak na tę porę roku niebo i prychnął. Bunny cały czas coś opowiadała.
Pierdol się, pomyślał z nadzieją, że jego gwiazda postanowi go usłyszeć.
***
- Au – jęknął.
Przeklął w myślach
wszystkie meble z Ikei, które stały w jego pokoju. A może sam pokój za swoją
klaustrofobiczność? A może siebie za nieuwagę? Sam już nie wiedział na co jest
bardziej zły.
Rozmasował obolałe
ramię i planował kopnąć regał, ale zrozumiał, że tylko naraziłby się na
dodatkowe obrażenia. Należało ograniczyć liczbę ofiar.
Włączył wieżę i,
korzystając z nieobecności swojego współlokatora, podkręcił głośność. Nareszcie
mógł spokojnie pracować bez złośliwych komentarzy Arthura na temat jego gustu
muzycznego. Sam dobrze wiedział, że wszystko jest lepsze niż rap czy dubstep.
Connor usiadł na
dywanie i otworzył notatnik. Zarys powieści powoli tworzył się w jego głowie, a
postaci stawały z każdą chwilą bardziej ludzkie. Świat nabierał wyrazistości.
Tylko dwie osoby
włącznie z nim wiedziały, że jest początkującym pisarzem. Jego wykładowca
odkrył ten sekret przez przypadek, gdy Connor zapomniał swojego notatnika z
zajęć. Nauczyciel przeprowadził wtedy poważną analizę, udzielił kilku wskazówek
i postanowił na bieżąco recenzować powstającą książkę. Był dla swojego studenta
nieopisanym wsparciem.
Dlatego Connor zamknął
oczy i jeszcze raz wkroczył do tego
świata.
Jego świata.
Zobaczył wszystko to,
czego brakowało mu na jawie: swoich bohaterów, przemierzających ścieżki
stworzonej przez niego krainy; odkrywających to, czego on sam jeszcze dokładnie
nie poznał. Widział tworzące się między nimi więzi, przeszkody na ich drodze do
osiągnięcia celu. Zobaczył niesamowite istoty, które póki co istnieją tylko w jego
wyobraźni. A wszystko to tylko czekało, by zostać przelane na papier i
przedstawione czytelnikom głodnym jego historii. Jego świata.
Chciał, by pierwsza
powieść była idealna, dlatego sięgał po każdą książkę z gatunku fantasy. Uczył
się od najlepszych, ale też od najgorszych. Na marginesach zapisywał swoje
spostrzeżenia, a następnie wystawiał recenzje. Tylko czekał na kogoś, kto w
przyszłości będzie robił to samo.
Pokój wypełniały
dźwięki jego ulubionych piosenek, które powoli się oddalały. Ich melodia zamieniała
się w szumienie lasu, plusk wody i łopotanie skrzydeł maleńkich istot. Tak,
jego świat musiał w końcu zyskać turystów.
***
- Jak tu pięknie! –
Bunny nie ukrywała zachwytu, obserwując panoramę miasta. – Na pewno wolno nam
tu być?
Arthur tylko posłał
jej łobuzerski uśmiech. Z każdą chwilą zaczynał bawić się coraz lepiej, a
wszystko dzięki Bunny. Okazała się energiczną i pomysłową dziewczyną, a nie
kolejną słodką idiotką.
- Nie wolno. I to jest
najlepsze.
Objął ją w pasie, a
ona nie protestowała. Wdychała dziwnie czyste powietrze, nie mogąc odwrócić
wzroku od niesamowitego widoku.
- Często
przyprowadzasz tu dziewczyny? – Wielokrotnie słyszał to pytanie, ale dzięki temu
przygotował satysfakcjonującą odpowiedź.
- Właściwie to wcale.
Jesteś moją pierwszą. – Przytulił ją mocniej jakby na potwierdzenie swoich
słów.
Wiedział, że się
zarumieniła. Zawsze się rumienią.
Najciekawsza rzecz na
temat dziewczyn to to, że bardzo łatwo je uszczęśliwić. Podziel się czymkolwiek
na swój temat, a będą rozpowiadały koleżankom jak ciężko było zdobyć tę informację. Daj im kwiatek, a poczują
się kochane. Zabierz w ładne miejsce, a uznają się za wyjątkowe.
Przez dłuższą chwilę stali,
sycąc oczy panoramą miasta. Z dala wyglądało na takie… małe. Przy tym zyskiwało
sporo uroku i od razu czuło się chęć zamieszkania w którymś z podświetlonych
wieżowców. Szkoda, że to tylko piękna iluzja.
- Piękne – wyszeptała,
jednak to jedno słowo porwał wiatr. Robiło się coraz chłodniej.
- Masz ochotę się
napić?
Odwróciła się do
Arthura z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Czytasz w moich
myślach?
- Uczę się. – Wzruszył
ramionami.
Usiedli na mokrej od
deszczu trawie i otworzyli po jednym piwie.
- Za nas – Bunny
wzniosła toast.
- Za nas – powtórzył
jak echo.
A wszystkiemu z
niesmakiem przyglądały się gwiazdy.
***
Te same gwiazdy próbowały
zajrzeć do pokoju hotelowego Evelyn, jednak znacznie utrudniały to grube
zasłony. W samym pomieszczeniu paliło się słabe światło lampki i panowało
dziwne – choć bardzo zmysłowe – napięcie.
Nathan siedział na
kanapie i czekał na Evelyn, która ukryła się w łazience pod pretekstem
odpowiedniego przygotowania.
Dlaczego kobiety były
takimi perfekcjonistkami?
Starał się nie myśleć
za wiele i po prostu skoncentrować na tym, co za chwilę miało nastąpić. Zamknął
oczy i zaczął wyobrażać sobie Evelyn w seksownej bieliźnie.
Kiedy tak siedział,
fantazjując, poczuł delikatny dotyk na swoim policzku.
- Jeszcze ich nie
otwieraj – Evelyn się zaśmiała, gdy próbował na nią spojrzeć.
Z największym trudem
zamknął ponownie oczy i pozwolił, by zrealizowała swój plan.
Obsypywała jego twarz
pocałunkami, powoli odpinając mu koszulę. Zsuwała przy tym swoje dłonie coraz niżej
aż dotarła do rozporka. Delikatnie wysunął biodra do przodu, chcąc zachęcić
Evelyn do dalszego działania. Zaśmiała się cicho.
Złożyła na jego ustach
pocałunek, po czym jej wargi zaczęły wędrować niżej i niżej. Szyja. Obojczyk.
Niedługo jej zęby odnalazły sutek. Przygryzła go delikatnie.
Usłyszała ciche
westchnienie. Tak, chętnie słuchałaby tego przez całą noc.
Zaczęła robić
niewielkie kółka językiem, czasami ssąc delikatnie. Kiedy odsunęła się na
chwilę, by to samo zrobić z drugim sutkiem, Nathan przyciągnął ją do siebie i
mocno pocałował. Przywiódł ją bliżej tak, że teraz na nim leżała. Jego duże
dłonie przez chwilę błądziły po jej plecach, by niedługo potem dotrzeć do
pośladków. Złapał je mocno.
Chciała się od niego
odsunąć, jednak nie dał jej tej możliwości. Obrócił się o 180 stopni i teraz to
on był na górze. Otworzył oczy i spojrzał w brązowe źrenice swojej kochanki.
Były niewiele ciemniejsze od miodu.
Posłała mu uśmiech, a
jej ręce znalazły się na jego ramionach.
- Pragnę cię –
wyszeptała, po czym przyciągnęła go do siebie i delikatnie rozłożyła nogi.
Uznał to za
wystarczający sygnał do rozpoczęcia. Przez chwilę błądził dłońmi, poznając jej
ciało. Zsunął koronkowy staniczek i poświęcił moment, by przyjrzeć się
kształtnym piersiom. Wziął jeden z sutków do ust, a następnie zaczął delikatnie
ssać. Na chwilę przestawał i zataczał kółka wokół brodawki, by kilka sekund
później ją przygryźć. Podobny proces miał miejsce w przypadku drugiej piersi.
Evelyn głośno dyszała,
gdy Nathan sprawiał jej przyjemność. Dobrze wybrała swojego kochanka.
W pewnym momencie
złapała jego dłoń i przesunęła niżej, do granicy swoich majtek.
- Teraz tam – jej głos
lekko drżał z pożądania.
Nathan szybkim ruchem
zsunął cienki kawałek materiału, a Evelyn rozsunęła szerzej nogi. Rozpiął
rozporek i wyciągnął swojego penisa. Uśmiechnęła się. Była w pełni
usatysfakcjonowana jego rozmiarem.
Szybko, lecz wprawnie
założył prezerwatywę. Polizał palec i powoli w nią wszedł w akompaniamencie cichych
jęków. Była wilgotna.
Wyciągnął palec i zsunął
się z łóżka. Złapawszy ją za nogi, pociągnął w swoją stronę, a ona
zachichotała. Jego dłonie powędrowały ku górze – przez jędrne uda do dosyć
szerokich bioder. Mocno zacisnął na nich palce i nieoczekiwanie w nią wszedł.
Z jej ust wydobył się
jęk zaskoczenia.
Mężczyzna zaczął
wykonywać silne, lecz powolne pchnięcia, a ona z każdą chwilą chciała więcej.
Za każdym razem, gdy się z niej wysuwał, nadstawiała biodra. Nathan cicho
dyszał.
Wkrótce przyspieszył,
a Evelyn zaczęła niemalże krzyczeć.
Po niezliczonej
liczbie energicznych pchnięć, symfonii jęków oraz niezwykłych doznań, nadszedł
punkt kulminacyjny – orgazm – który wywołał u niej wrażenie rozpadania na kawałeczki. Nathan doszedł
chwilę później.
Powoli się z niej wysunął i położył obok, próbując złapać oddech.
- To co? Druga runda? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
***
Connor niechętnie uniósł
się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju. Ciągle jeszcze przebywał w
krainie snów, choć zdążył zapomnieć, co tam się wydarzyło.
Muzyka wciąż wypływała
z głośników, a wszelkiego rodzaju kartki, zeszyty i książki zajmowały większą
część podłogi. Jednak on machnął tylko na to ręką, wyłączył wieżę i wyszedł na
korytarz.
Pusto.
W mieszkaniu unosił
się tylko zapach kurzu, a wokół panowała ciemność. Uznał nieobecność Arthura za
dziwną, chociaż wiedział, że często spędzał noce poza domem. Bez niego
mieszkanie wydawało się zdecydowanie większe niż było w rzeczywistości.
Zaspany wszedł do
kuchni, gdy nagle poczuł coś dziwnego pod nogami. To na pewno nie były kafelki.
Po omacku włączył
światło i dokładniej przyjrzał znalezisku. Była to pozornie zwykła kartka A4,
jednak po dokładniejszych oględzinach wyłaniały się słowa takie jak „zasiłek”,
„kwota”, „wezwanie do job centre”. Czyli że Arthur miał problemy finansowe.
Connora w jednej
chwili opuściła senność. Pozbierał pozostałe papiery i zaczął dokładniej się im
przyglądać. Kwota pozostała na koncie współlokatora była zatrważająco bliska
zera.
Był w szoku. Do tej pory mogło się wydawać, że Arthur jakoś wiąże koniec z końcem. Sprawiał
wrażenie niewzruszonego i niezainteresowanego otoczeniem. Obojętnego. Connor mógł tylko
sobie wyobrazić wściekłość Arthura, gdy przeglądał rachunki – najbardziej prawdopodobną reakcję.
Co teraz będzie?
Owszem, Arthur był
chamem, nieczułym dupkiem, ale Connor nie potrafił wyobrazić sobie życia bez
ciągłych docinków. Poza tym cisza nie była dla niego.
Od razu zapalił się do
działania: chciał wyciągnąć z Arthura jak najwięcej informacji, a potem… no
właśnie. Co potem?
Po dłuższej chwili
zadumy zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien się tym interesować. Tylko
przysporzyłby więcej problemów swojemu już i tak zdenerwowanemu
współlokatorowi. Do takich wniosków doszedł, przypomniawszy sobie rozmowę z
Bunny i jej reakcję na wieść o odebraniu telefonu.
Jednym ruchem zsunął
dokumenty ze stołu i patrzył jak powoli spadają na podłogę z poczuciem, że
podjął dobrą decyzję.
***
Wiał silny wiatr, gdy
wypadł na ulicę i pospiesznie skręcił w ciemną uliczkę. I tak wiedział, że
współlokator go nie wpuści, ale postanowił chociaż spróbować dostać się do
domu.
Nathan przechodził
przez najwęższe uliczki miasta i wspominał pierwsze dni swojego pobytu w
Londynie. Przez parę dni poznał lepiej ciemną stronę stolicy niż niektórzy
ludzie przez całe życie. Dokładnie zapamiętał ciemne i deszczowe noce, zapach
śmieci i towarzystwo najbiedniejszych mieszkańców, którzy w przypływie
szczerości opowiadali swoje historie. Tak dobrze znał życie na ulicy, że mógłby
o tym napisać książkę.
Jednak teraz odwiedzał
znajome miejsca jako zwykły przechodzień. Już dawno udało mu się opuścić bruk i
teraz obracał się wśród elity elit: milionerów, aktorów i innych mniej lub
bardziej zdolnych osobistości. Z samego dna udało mu się wybić na sam szczyt.
Sam dokładnie nie pamiętał jak to się stało.
Wkrótce dotarł do
niepozornego domku niedaleko centrum miasta i zapukał do drzwi. Nic. Spróbował
głośniej, ale to również nie dało rezultatu. W końcu zaczął walić w drewnianą
powierzchnię w nadziei, że współlokator jednak postanowi zwlec się z łóżka, by
mu otworzyć.
Nic takiego nie
nastąpiło.
Jeszcze przez chwilę
kręcił się przy drzwiach, ale nic to nie dało. W końcu się poddał.
Właściwie to mógł
zostać z Evelyn, ale przerażała go myśl, że otworzy oczy i przywita go jej
uśmiech. Owszem, była atrakcyjna i prowokacyjna, ale nic poza tym. Traktował ją
jako jednorazową przygodę, a jedna noc spędzona z nią mogłaby jeszcze wzbudzić
w nim jakieś uczucia.
A tymi obdarował tylko
jedną osobę.
Pozbawiony możliwości
powrotu do domu, postanowił odwiedzić starego przyjaciela.
***
Pierwsze promienie
słońca nieśmiało wpadały do przytulnego pokoju ku irytacji Arthura. Dziwnym
trafem obierały za cel jego powieki.
Uniósł się na łokciach
i rozejrzał po nieznanym otoczeniu. Wygodne łóżko, a nad nim plakaty niszowych
zespołów rockowych. Tło dla nich stanowiła ciemnoróżowa ściana, co wyglądało
wyjątkowo zabawnie.
Ziewnął przeciągle i
spojrzał na leżącą obok niego dziewczynę. Spała zwinięta w kłębek w za dużej
męskiej koszulce.
Pierwszy raz
zapamiętał imię jakiejkolwiek dziewczyny. Bunny.
Króliczek. Z jednej strony wydawało się idiotyczne do potęgi, ale z drugiej nie
potrafił sobie wyobrazić lepiej opisującego ją słowa. Paradoks? Być może.
Wstał z łóżka i
postanowił poszukać kuchni. Dziewczyny uwielbiają, gdy mężczyzna gotuje, a
przynajmniej próbuje. Najważniejsze są starania. Nieważne czy potrawa się uda,
czy nie – i tak go docenią, a to najcenniejsze, co można dać mężczyźnie.
Dlatego stanął przed
kuchenką i z bojową miną zaczął przygotowywać jedno z prostszych dań. Nie był
najlepszym kucharzem, ale omlet potrafił zrobić. Z ogromnym skupieniem rozbił
jajko. Z niesłychaną precyzją oddzielił żółtko od białka. Z niesamowitym
poświęceniem rozpoczął najtrudniejszą część operacji – smażenie. Cierpliwie
wyczekiwał chwili, gdy omlet mógł zostać przerzucony na drugą stronę. Kiedy ta
chwila nadeszła, złapał rączkę od patelni i podrzucił prawie gotowe danie.
Omlet wzbił się w powietrze i przez moment – a dla Arthura niemalże wieczność –
obracał się w powietrzu. Ogarnęły go wątpliwości. Czy zdoła złapać obiekt
swojej ciężkiej pracy? Czy mu się uda? Czy wygra tę bitwę?
Wtedy omlet
bezpiecznie wylądował na patelni.
Już miał wypuścić
wstrzymywane powietrze, gdy przypomniał sobie o konieczności poczekania około
minuty, by druga strona potrawy także się zarumieniła. Minuta dłużyła mu się
niemiłosiernie. W ogromnym skupieniu pilnował, by omlet się nie przypalił i w
żaden sposób jego wygląd nie stracił na atrakcyjności. Postanowił pozostawić
danie na patelni dłużej niż minutę, by mieć pewność, że nie będzie surowe w
środku.
Kiedy omlet wylądował
na talerzu, dopiero wtedy bitwa została uznana za wygraną. Arthur uniósł gotowy
posiłek nad głowę i pozwolił sobie na chwilę wzruszenia, jednak nie zapłakał.
To była męska chwila wzruszenia.
W chwili jego
niezwykle osobistego celebrowania zwycięstwa, do kuchni weszła Bunny. Patrzyła
na chłopaka z otwartymi ustami, jednak nie odezwała się. Niedowierzanie
wymieszane z podziwem odebrało jej mowę.
__________________________________
I dobrnęliśmy do końca! Ten rozdział jest chyba krótszy od poprzedniego, ale scena erotyczna i robienie omleta powinny Wam to wynagrodzić. Mam nadzieję, że się podobało i następna część będzie dłuższa! Do kolejnego razu!
Kolejny genialny rozdział! ^^ Nie umiem robić omletów; -; xD Już nie mogę sìę doczekać nastepnej części! Pozdrawiam ^*^
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze części. jest supi
OdpowiedzUsuń