czwartek, 2 lipca 2015

1. Początek końca



- Spójrz w gwiazdy i powiedz mi, którą chciałbyś mieć – Lori na chwilę odwróciła wzrok od gwieździstego nieba, by spojrzeć na brata. – Widzisz tamtą? Ta jest moja.
Nie było żadnego konkretnego powodu, dla którego siedzieli na dachu swojego domu i obserwowali gwiazdy. Oboje interesowali się ciałami niebieskimi, a rozmowa o nich sprawiała im dużo radości. Czasem opuszczali pokoje, by móc choć przez chwilę spojrzeć w niebo i spokojnie porozmawiać.
- Co się stanie, gdy wybiorę sobie gwiazdę?
- Będzie twoja. Kiedy poczujesz się źle, spojrzysz którejś nocy w niebo i odszukasz swoją gwiazdę. Zrozumiesz wtedy, że jest ktoś, kto zawsze o tobie myśli i cię wspiera.
Lori stworzyła tę teorię już w podstawówce z zamiarem podzielenia nią z młodszym bratem. Uznała ją za uroczą i razem z koleżankami wybrały sobie po gwieździe. Później teoria zaczęła zdobywać coraz większe rzesze wyznawców aż wszyscy zapomnieli, kto był jej twórcą.
- A co, jeśli ją zgubię?
- Wtedy ona cię znajdzie, bo będzie twoją gwiazdą.
- Moja gwiazda, co? – stał wpatrzony w nocne niebo z papierosem w długich palcach.
Ten wieczór należał do wyjątkowo ciemnych. Niebo przysłaniały ciemne chmury i można było odnieść wrażenie, że nawet księżyc boi się przez nie przebić.
Co z gwiazdami?
Zgasił papierosa i wrócił do ciasnego pokoju, który wydawał się jeszcze ciaśniejszy przez panujący w nim bałagan. Mieszkaniec tego rozgardiaszu przemanewrował między rozrzuconymi przedmiotami i przeszedł do jeszcze mniejszej kuchni. Całe mieszkanie przypominało klitkę.
Zasiadł przed laptopem i – być może z braku innych zajęć – wszedł na stronę przeznaczoną tylko dla dorosłych. Już jego dłoń rozpinała rozporek, gdy usłyszał trzaśnięcie. Wzdrygnął się.
- Wróciłem!
Do kuchni wkroczył wysoki chłopak o krótkich, czarnych włosach i kocich oczach. Był odziany w czarne spodnie i płaszcz oraz glany. Jego strój kontrastował z naturalną bladością skóry.
- Ta, ta. – Arthur przewrócił oczami. Jego współlokator równie dobrze mógł nie wracać.
- Zrobiłem zakupy. Jeśli czegoś potrzebujesz to radziłbym wyjść teraz, bo zamykają za niecałą godzinę, a twoja półka jest pusta.
- Nie ugotujesz mi czegoś? – Arthur czerpał dziwną satysfakcję z denerwowania innych ludzi.
- Nie. – Connor nawet nie zaszczycił spojrzeniem siedzącego przy stole chłopaka.
Kiedy Arthur grał jeszcze w zespole, ktoś bez wahania zrobiłby mu kolację, a czasem nawet loda, ale odkąd pozostali członkowie uznali go za zbędnego, chłopak musiał radzić sobie sam. Co, prawdę mówiąc, kiepsko mu szło.
Nie pracował, bo uważał, że nie ma roboty dla kogoś takiego jak on. Nie sprzątał, bo twierdził, że to zajęcie dla kobiet. Podobne zdanie miał na temat gotowania, prania i mycia się, ale nie wygłaszał swoich poglądów przy pierwszym spotkaniu. Zachowywał takie smaczki na kolejne.
- Wydajesz się zabiegany. Klepnij sobie, napij się piwka… - Arthur już sięgał do drzwiczek lodówki. Czego jak czego, ale piwa nigdy nie brakowało po jego stronie.
- Nie piję.
Connor zazwyczaj nie angażował się w jakiekolwiek dyskusje z Arthurem. Kiedy odpowiadał to zazwyczaj tylko po to, by jego współlokator się odczepił. Właśnie dlatego ich relacje nie były najlepsze, a jedynym, co trzymało Connora w tym mieszkaniu był niski czynsz.
- O, abstynent widzę.
I to była ostatnia uwaga Arthura tego wieczora.
Connor zamknął się po niej w pokoju, włączył płytę jakiegoś pedalskiego – według Arthura -  zespołu i zajął własnymi sprawami. Gdzie on się tak szlajał do wieczora skoro nie pił?
Arthur mógł nad tym dłużej rozmyślać, ale wolał nie marnować na to energii. Całkiem stracił ochotę na cokolwiek, więc usunął całą historię z przeglądarki i udał do swojego pokoju. Zapowiadała się długa noc.
***
Po powrocie do pokoju otworzył książkę i niemalże od razu dał się wciągnąć w świat magii. Przy tym od czasu do czasu zapisywał coś w notatniku i kolejny raz zagłębiał w lekturę. Po kilku godzinach powieść lądowała z powrotem na półce, a on wyłączał wieżę i kładł do łóżka.
Tym razem było inaczej.
Spojrzał na zegarek i uznał, że już i tak nie zaśnie, więc może spróbowałby porobić coś innego? Ku jego rozpaczy wszystkie książki były dawno przeczytane, notatki przejrzane wielokrotnie, a na grę na gitarze było stanowczo za wcześnie. Słuchawek nie posiadał.
- Cholera – rzucił w przestrzeń i jak zwykle odpowiedziała mu cisza.
Spróbował zasnąć, ale jego wysiłki nie przyniosły pożądanego efektu. Skończyło się na tym, że przeleżał godzinę i opuściła go ochota na sen.
Connor był typem człowieka, który nie potrafił siedzieć bezczynnie. Cały czas musiał coś robić – niezależnie od tego czy była to gra na gitarze, czy czytanie książek – coś wciąż musiało się dziać. Pozbawiony możliwości wpadał w lekkie przygnębienie.
Niespodziewanie usłyszał skrzypienie drzwi, a następnie kroki. Uznał to za sygnał do opuszczenia pokoju i tak też zrobił.
Korytarz o czwartej nad ranem wydawał się pusty i dosyć ponury. Na porysowany parkiet padało tylko słabe światło, mające swoje źródło w łazience.
Wszedł do równie ciemnej kuchni i był w połowie przygotowywania śniadania, gdy niespodziewanie objęły go silne ręce pokryte tatuażami.
- To co dzisiaj na śniadanko, kochanie? – Słowa te zostały wypowiedziane bardzo wysoko, co zapewne miało imitować głos dziewczyny.
Mimo że Connor wiedział, iż cała ta sytuacja to tylko żart, nie mógł powstrzymać erekcji. Odchrząknął, rumieniąc się.
- Nie jesteś wcale zabawny – Arthur prychnął.
Miał na sobie tylko podkoszulek i ciemne bokserki, dzięki czemu jego liczne tatuaże były niemalże całkowicie widoczne. Connor nawet nie zdawał sobie sprawy, że się na nie gapi.
- Wiem, że jestem piękny. Wyglądam jak pieprzony, kurwa, Adonis, ale coś ci się chyba przypala, kierowniku.
Faktycznie, w powietrzu zaczął ulatniać się zapach spalenizny. Słowa współlokatora momentalnie go ocuciły i spowodowały jak najszybsze wyłączenie gazu.
- Stary, ja wiem, że jest wcześnie, ale mógłbyś trochę się ogarnąć. – Arthur rzucił z niesmakiem.
Connor tylko oparł dłońmi o blat i nie odpowiedział. Całkiem stracił apetyt. Poza tym brak snu rzeczywiście mu szkodził, ale nie żałował siedzenia do późna, by skończyć książkę. Powieść była tego warta.
- A ty czemu tak wcześnie wstałeś? Wykopali cię ze snu?
- Zaraz ciebie wykopią przez okno.
Poranek minął w milczeniu nad kubkami kawy. Arthur siedział w Internecie, podczas gdy Connor oddał się rozważaniom i kompletnie wyłączył na otaczający go świat. Umiejętność całkowitej izolacji – obaj ją opanowali do perfekcji.
Ciszę poranka zakłócił dzwonek telefonu – najgłośniejszy dubstep, jaki przyszło słyszeć Connorowi.
- Nie odbierzesz? – zapytał.
- Do mnie, moja desko! – po mieszkaniu rozszedł się donośny głos Arthura. Nic nie zapowiadało, że wstanie i postanowi odebrać połączenie. – Wygląda na to, że to nic ważnego.
- Jesteś niemożliwy. – Connor podniósł się z niechęcią i ruszył do pokoju współlokatora.
Ledwo otworzył drzwi, gdyż podłogę zawalały najróżniejsze przedmioty: od okruchów po źle ustawione meble. Na czymś, co wyglądało jak łóżko obracała się komórka. Jeśli w kuchni dzwonek wydawał się irytujący i głośny to możecie sobie tylko wyobrazić, jaki hałas panował w pokoju Arthura.
Connor przemanewrował przez bajzel i bez niczyjego pozwolenia odebrał telefon.
- Halo?
- Och – po drugiej stronie rozległo się tylko kobiece westchnienie. Zinterpretował to jako zdziwienie.
- Rozumiem, że chodzi o Arthura. Już podaję mu telefon.
Ponownie przemaszerował przez najróżniejsze przedmioty zaściełające podłogę, a następnie podał aparat współlokatorowi. Ten, delikatnie mówiąc, nie był zadowolony, że ktoś odebrał jego połączenie.
- Lori? To ty? Nie, to tylko mój współlokator. Nie, nic mnie z nim nie łączy. Po prostu akurat przechodził koło mojego pokoju i usłyszał dzwonek.
Connor słuchał tych tłumaczeń, co chwila przewracając oczami. Zabrał swój kubek kawy i chciał odejść, gdy nagle usłyszał coś interesującego.
- Nie, on nie jest jednym z nich. Lori, to nie jest rozmowa na telefon. Oddzwonię później… Co?! Jak to: przyjeżdżasz?! Ktoś cię… Lori? LORI!
Telefon wylądował na stoliku, a Arthur odchylił się na krześle w geście kapitulacji.
- Jeśli nie chcesz zginąć to ulotnij się z tego mieszkania.
***
Lori okazała się niską kobietą po trzydziestce o lśniących kasztanowych włosach, drogich eleganckich ciuchach i zadbanych paznokciach. Przy tym sprawiała wrażenie sympatycznej ze swoim szczerym uśmiechem i stylem bycia. To nie była typowa femme fatale, choć miała spore zadatki na takową.
- Powiedzcie mi szczerze, ile to już trwa? – wlepiała w nich swoje ciekawskie spojrzenie, popijając zieloną herbatę.
Connor, pomimo starań, nie zdążył opuścić mieszkania przed przybyciem Lori, czego skutkiem było niefortunne spotkanie w drzwiach. Siłą zaciągnęła go do środka, posadziła w kuchni i zażądała wyjaśnień, których żaden z nich nie był w stanie jej zagwarantować.
Arthur siedział zrezygnowany z twarzą w dłoniach.
- Nie powinnaś być w pracy? Jest po siódmej…
- Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie o mojej robocie? Nie, więc przymknij się, Artie. Chyba że masz dla mnie jakieś dobre wyjaśnienie tej całej sytuacji.
- Lori, tak? Nie chciałbym przeszkadzać, ale my naprawdę tylko razem mieszkamy. Nic nas kompletnie nie łączy. Nawet za sobą nie przepadamy…
- Oczywiście! Najłatwiej wszystkiemu zaprzeczać! Gdybym ja się tak zachowywała w pracy…
Zapanowała cisza. Arthurowi przeszła ochota na wykłócanie o prawdę, a Connorowi nie przychodziły do głowy żadne argumenty czy dowody.
- Czyli co? Poddajecie się? Przyznajecie mi rację? Jak mam rozumieć to milczenie? – skrzyżowała ręce na piersi i odchyliła na krześle.
- Nawet jeśli, to nie jest to twój pieprzony interes – Arthur już dawno stracił cierpliwość i z trudem panował nad irytacją.
- Po prostu się martwię. Zabronisz mi? – Lori się wyprostowała, gotowa znokautować brata ciętą ripostą.
- Tak, zabronię.
Kobieta posłała spojrzenie w stronę zrezygnowanego Connora, a następnie z powrotem na Arthura.
- Dobra, ale żeby było jasne: jeszcze tu wrócę. – Starannie wypielęgnowany paznokieć w odcieniu głębokiej czerwieni powędrował w górę.
Lori podniosła się z krzesła, zabrała torebkę i ruszyła w kierunku wyjścia, grożąc po drodze palcem.
- Pamiętaj: ja tu wrócę. – Opuściła mieszkanie, zostawiając po sobie zapach drogich perfum i niezręczną ciszę.
***
Słońce powoli sunęło po niebie jak samochody w godzinach szczytu. Ciepłe promienie otulały jeszcze zaspane miasto, dając jego mieszkańcom energię na cały poranek. Właśnie dlatego uwielbiała tę porę dnia. Słońce napawało ją optymizmem i poprawiało humor.
Zbiegła po schodach i wypadła na rześkie powietrze. Wzięła głęboki oddech i ruszyła ulicą z innymi pieszymi śpieszącymi się do pracy czy szkoły.
Wśród spotykanych przez nią osób byli ludzie młodsi i starsi. Większość z nich stanowili poważni biznesmeni i femme fatale – wszyscy w nienagannych strojach z aktówkami i smartfonami wielkości cegły. Jednak ona w głębi duszy nie chciała do nich należeć. Nie potrafiłaby wytrzymać całego dnia na niebotycznie wysokich szpilkach i w obcisłej spódnicy. Wolała ubierać się swobodnie i spędzać czas w miłej atmosferze, a nie konkurując z innymi o stanowisko.
Wśród tłumu sunącego do swoich zajęć byli też wiecznie zmęczeni studenci. Szli powoli z ciężkimi torbami i słuchawkami w uszach, czasem czytając książkę. Każdy z nich miał sine wory pod oczami - oznakę długiej nocy spędzonej bardziej na imprezowaniu niż przygotowywaniu do egzaminów. Wszyscy wydawali się zrezygnowani i pozbawieni ambicji. Ona miała dobrą posadę w raczej spokojnym miejscu z elastycznymi godzinami pracy. Kawiarnia nigdy nie stała pusta, więc w każdej chwili mogła przyjść i kogoś zmienić. Nie potrzebowała studiów do robienia rewelacyjnej kawy.
Po dłuższym spacerze dojrzała znajomy szyld z ręcznie narysowaną filiżanką – jej dziełem – i dużą naklejką przedstawiającą kawałek jakiegoś ciasta.
Przeszła przez ulicę i niemalże sfrunęła po schodach znajdujących się pod ręcznie wykonaną reklamą. Nie mogła się doczekać, gdy przekroczy próg kawiarni i poczuje zapach kawy, który zawsze dodawał jej energii.
Po chwili nastąpił ten moment.
Wpadła do lokalu, a następnie pognała w stronę zaplecza.
- Cześć – niewyraźne słowo dobiegło jej uszu i natychmiast stanęła. Za ladą siedział jej współpracownik.
- H-hej – odrzekła, przyglądając się chłopakowi. – Wyglądasz jak trup.
Na bladej twarzy jej kolegi pojawił się równie blady uśmiech.
- Tak też się czuję.
- Czyżbyś nie mógł spać w nocy? – Przewiązała w pasie firmowy fartuszek i odwróciła do rozmówcy. – A może ktoś nie pozwolił ci zasnąć?
Connor uśmiechnął się pod nosem. Coś zdecydowanie nie dało mu zmrużyć oka i niekoniecznie był to człowiek.
- Nic z tych rzeczy. – Pomachał ręką jakby chciał odgonić muchę. – Istotniejsze jest to, co się działo rano.
- Druga runda? – Bunny wydawała się autentycznie rozbawiona.
- Czy ty potrafisz myśleć tylko o seksie?
- Miałam na myśli coś innego! – oburzyła się.
- Co takiego?
- Bossa! Czasami nie potrafię zasnąć dopóki takiego nie pokonam. Ostatnio natknęłam się na wyjątkowo upierdliwego i trzecią noc się nad nim męczę! I kto teraz myśli tylko o seksie?
Connor poczuł się naprawdę głupio. Najwidoczniej nie doceniał swojej przyjaciółki.
- Możesz opowiadać dalej. – Zajęła miejsce na stołku obok niego i oparła łokcie o ladę.
- Wszystko zaczęło się od tego, że odebrałem telefon Arthura.
- Co zrobiłeś?!
- Odruch bezwarunkowy!
- Nie bałeś się, że ktoś… coś sobie pomyśli? Za dużo wyobrazi? Cokolwiek?
- Mówię, że to był odruch bezwarunkowy. Arthur ma najgorszy dzwonek jaki w życiu słyszałem. Gdybym nie odebrał…
- Mógłby oddzwonić. Nie przyszło ci to do głowy?
- Wyobraź sobie, że nie.
- Connor… - Bunny schowała twarz w dłoniach. Czasami nie była w stanie go zrozumieć. – Co było dalej?
- Musiałem sobie poradzić z konsekwencjami. Przyjechała jego siostra.
- Pewnie zrobiła wam wykład na temat bezpiecznego seksu i takich tam – teraz Bunny wybuchła śmiechem.
Connor siedział zrezygnowany i czekał na moment, gdy będzie mógł coś dodać, ale nic nie wskazywało na to, że ta chwila szybko nadejdzie.
***
Najgorszą rzeczą w przypadku bycia bezrobotnym jest brak gotówki. Trzeba stale pilnować wydatków i zrezygnować z pewnych przyjemności. Tylko teoretycznie. Arthur nie miał zamiaru oszczędzać na piwie czy papierosach, czego teraz ponosił konsekwencje.
Siedział przy stole w kuchni, przeliczając fundusze mające mu wystarczyć do końca miesiąca, co zawsze podnosiło mu ciśnienie.
- Kurwa – rzucił w przestrzeń, łapiąc się za głowę.
Nie zostało mu wiele pieniędzy. Przez dwa tygodnie jadał praktycznie tylko na mieście, a jeszcze wcześniej był zmuszony zapłacić czynsz. Poza tym piwo i papierosy kosztowały, a nie był zwolennikiem oszczędzania.
Kurwa.
Zsunął wszystkie rachunki ze stołu i ukrył twarz w dłoniach. Prawie wcale nie uczestniczył w wymaganych spotkaniach, przez co istniało zagrożenie, że zasiłek zostanie mu odebrany*. Co wtedy? Z tatuażami, piercingiem i całkiem bogatą kartoteką nie miał co liczyć na dobrą pracę.
W każdej chwili mógł zatrudnić się jako męska prostytutka albo striptizer, ale już to przerabiał. Praktycznie nie będzie dostawał nic bądź tylko głodowe stawki.
Z trudem się ogarnął i opuścił mieszkanie.
***
Było spokojnie. Bunny siedziała przy ladzie, czytając przyniesiony magazyn i co jakiś czas zerkając na klientów, którzy żywo dyskutowali przy stolikach. Tego dnia ruch był niewielki. Od dłuższego czasu nikt nowy się nie pojawił, a nadchodziła godzina szczytu.
Jednak ona lubiła ten spokój.
Wokół unosił się zapach kawy, a do jej uszu rzadko docierały słowa. Nie potrzebowała słuchawek. Uwielbiała cichy szmer rozmów, buczenie lodówki i delikatne dźwięki jazzu wydobywające się ze starego radia. Kawiarnia była oazą spokoju.
Wtedy z zaplecza wyłonił się Connor. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż zaledwie parę godzin wcześniej. Jego twarz nabrała koloru, a oczy życia. Znów był tym sympatycznym chłopakiem, którego uwielbiała.
- Co tam, śpiąca królewno? – Bunny uśmiechnęła się na widok przyjaciela.
Może nigdy tego specjalnie nie okazywała, ale samo spojrzenie na chłopaka poprawiało jej humor. Zawsze wydawał się pełen energii i prawie nigdy nie marudził. Na jego twarzy niemal cały czas gościł uśmiech, co bardzo ceniła. Uwielbiała optymistów.
- Miałem cholernie dziwny sen… - Connor mruknął, nalewając kawy do kubka.
- Coś, czym można się pochwalić?
Pokręcił głową i upił łyk kawy. Na jego twarzy pojawił się rumieniec. Bunny zachichotała.
- Wolę nie wnikać. – Spojrzała na zegarek. – Miałbyś coś przeciwko gdybym zniknęła na chwilę?
- Nie. Pod warunkiem, że przyniesiesz mi coś do jedzenia. – Uniósł palec.
- Stoi – na jej twarzy rozkwitł uśmiech. Postanowiła wykorzystać okazję i – zanim Connor zdążył się zorientować, co się dzieje – złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Zaraz potem wybiegła z kawiarni, zostawiając chłopaka w lekkim szoku.
***
Słońce było już wysoko, gdy przemierzał ulice miasta, posyłając mijanym przechodniom mordercze spojrzenia. Ci - w obawie o swoje zdrowie, a może nawet życie – odsuwali się jak najdalej od niego.
Faktycznie jego wygląd był dosyć przerażający: skórzana kurtka, papieros w ustach i tatuaże widoczne przez podwinięte rękawy. Jednak nawet teraz zdarzały się chwile, gdy nastolatki lub studentki zerkały na niego z zainteresowaniem.
Laski lecą na niegrzecznych chłopców, a on miał tego pełną świadomość. W każdej chwili mógł podejść do dowolnej dziewczyny, zaprowadzić ją do ciemnego zaułka i namiętnie się z nią kochać. Wiedział, że żadna nie stawiałaby oporu.
Szedł, rozmyślając nad swoimi problemami, gdy nagle ktoś w niego wbiegł. Pomimo wysiłków, nie udało mu się utrzymać równowagi i upadł na chodnik. Przez chwilę był w szoku. Zdezorientowany kręcił głową to na prawo, to na lewo, gdy wreszcie zrozumiał, co się stało. Jego wściekłe spojrzenie przesuwało się po twarzach przechodniów aż trafiło na niską blondynkę masującą czoło.
Od razu jego złość minęła i teraz obserwował niezdarną dziewczynę w jego typie. Szybko przesunął po niej wzrokiem, zatrzymując na dłużej na sporych piersiach. Od razu wstał i podał jej rękę.
- Przepraszam, nie patrzyłem – rzucił, choć zazwyczaj nie przyznawał się do porażki. – Wszystko w porządku?
- T-tak. – Dziewczyna podniosła wzrok na chłopaka i zarumieniła się. – T-to ja przepraszam! Spieszyłam się i… - Zaczęła zbierać porozrzucane reklamówki nie zawracając sobie głowy dokończeniem wypowiedzi.
Przechodnie posyłali im ciekawskie spojrzenia, ale szybko tracili zainteresowanie. Kogo mogła obchodzić para młodych ludzi, zbierająca przedmioty z chodnika?
- Jak masz na imię? – spytał jakby od niechcenia.
- Bunny. – Tym razem nie spojrzała na niego, choć bardzo chciała dokładniej przyjrzeć się jego twarzy.
- Dokąd się tak spieszyłaś, Bunny? – Zauważyła, że miał bardzo ładny akcent.
- Pracuję w kawiarni. To niedaleko… - wskazała na szyld po drugiej stronie ulicy. – Wyskoczyłam tylko na chwilę.
Kiwnął głową i zabrał kilka reklamówek. Bunny chciała zaprotestować, ale posłał jej uśmiech i zaczął wypytywać o najróżniejsze drobiazgi.
W ten oto sposób Arthur zbliżał się do odwiedzenia kawiarni Rabbit’s Hole.
***
Connor właśnie obsługiwał sympatyczną studentkę psychologii, która nawet nie ukrywała zainteresowania jego osobą. Żartowała, dotykając niby przypadkiem jego ramienia. Powoli konwersacja schodziła na coraz to bardziej intymne tematy. Modlił się, by ta rozmowa jak najszybciej dobiegła końca.
W tym właśnie momencie rozbrzmiał dzwonek telefonu. Przeprosił i pognał na zaplecze, by odebrać.
- Halo? – spytał.
- Czekam na ciebie – w słuchawce rozległ się lekko zniżony, lecz znajomy głos.
Connor nie musiał słyszeć nic więcej. Wykonał szybkie połączenie do Bunny i zaczął przygotowywać do opuszczenia kawiarni.
***
- Mógłbyś mi podać telefon?
Arthur przez chwilę walczył z reklamówkami z jedzeniem na wynos. W normalnych okolicznościach rzuciłby wszystko na ziemię, jednak w towarzystwie dziewczyny wolał zachować przynajmniej pozory przyzwoitości.
Wkrótce wygrzebał komórkę.
- Connor? Coś się stało? – Bunny się zatrzymała. – Rozumiem. Jestem przy kawiarni. Tak, mam jedzenie. Poczekam.
Połączenie zostało przerwane.
- Kolega?
- Tak. Miał pilny telefon z uczelni, więc.. Connor! – Po schodach wspinał się chłopak w bluzie. Kaptur zasłaniał twarz, jednak dało się dostrzec skinięcie, gdy odbierał reklamówkę.
Po chwili zniknął w tłumie.
***
- Przytulnie tu – rzucił, rozglądając się po kawiarni. Na dłużej zatrzymał wzrok na obrazie wiszącym niedaleko lady.
- Też tak sądzę – Bunny przesunęła w kierunku Arthura duży kubek kawy i talerz ze świeżymi drożdżówkami.
Już chciał odmówić, jednak pachnące bułeczki znalazły się bliżej jego nosa.
- Na koszt firmy.
- Dobra, ale oddam przy okazji. – Spróbował jednej z drożdżówek. – Pycha! Dlaczego tak tu pusto?
Bunny zachichotała. Uwielbiała uszczęśliwiać ludzi, a dziecięca radość Arthura dodatkowo ją rozbawiła.
- Robisz coś dzisiaj wieczorem? – spytała.
Arthur tylko się uśmiechnął zawadiacko.
- Teraz już tak.

_______________
*"Prawie wcale nie uczestniczył w wymaganych spotkaniach (...)" - w Wielkiej Brytanii utrzymać zasiłek można przez uczestniczenie w specjalnych spotkaniach z pracownikiem tzw. job centre. Zasiłek jest przyznawany, jeśli sam zainteresowany aktywnie poszukuje pracy i chodzi na rozmowy kwalifikacyjne. W przypadku, gdy kompletnie nie angażuje się w zdobycie zatrudnienia, zasiłek jest mu odbierany. Tak, zrobiłam research.

5 komentarzy:

  1. Masz nową czytelniczkę! Ooo świetnie się zapowiada, ale mi się już wi-fi kończy, więc spadam. Pozdrawiam i weny na sam początek i do samego końca życzę. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest cudowny, nie mam słów. Wątki humorystyczne są świetnie dobrane, sposób pisania jest spójny i bardzo przyjemny w odbiorze. Nastrój też jest świetnie zbudowany. Podobieje mi się bardzo. 100 truskawek na dziesięć możliwych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! Oby tak dalej ^^ No i żeby reszta tez była taka długa. *albo to ja czytam jakies dziwnie krótkie blogi ;;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Czekam na wiecej *-* Weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu BOSKIE. Kocham to opowiadanie :D
    Najlepsze są wątki humorystyczne. Po prostu takie uwielbiam.
    Życzę duuużo weny i lecę czytać kolejny rozdział.

    przy okazji zapraszam: minoshi-suzume.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń