- Spójrz w gwiazdy i powiedz mi, którą chciałbyś mieć –
Lori na chwilę odwróciła wzrok od gwieździstego nieba, by spojrzeć na brata. –
Widzisz tamtą? Ta jest moja.
Nie było żadnego konkretnego powodu, dla którego siedzieli na
dachu swojego domu i obserwowali gwiazdy. Oboje interesowali się ciałami
niebieskimi, a rozmowa o nich sprawiała im dużo radości. Czasem opuszczali
pokoje, by móc choć przez chwilę spojrzeć w niebo i spokojnie porozmawiać.
- Co się stanie, gdy wybiorę sobie gwiazdę?
- Będzie twoja. Kiedy poczujesz się źle, spojrzysz którejś
nocy w niebo i odszukasz swoją gwiazdę. Zrozumiesz wtedy, że jest ktoś, kto
zawsze o tobie myśli i cię wspiera.
Lori stworzyła tę teorię już w podstawówce z zamiarem
podzielenia nią z młodszym bratem. Uznała ją za uroczą i razem z koleżankami
wybrały sobie po gwieździe. Później teoria zaczęła zdobywać coraz większe
rzesze wyznawców aż wszyscy zapomnieli, kto był jej twórcą.
- A co, jeśli ją zgubię?
- Wtedy ona cię znajdzie, bo będzie twoją gwiazdą.
- Moja gwiazda, co? –
stał wpatrzony w nocne niebo z papierosem w długich palcach.
Ten wieczór należał do
wyjątkowo ciemnych. Niebo przysłaniały ciemne chmury i można było odnieść
wrażenie, że nawet księżyc boi się przez nie przebić.
Co z gwiazdami?
Zgasił papierosa i
wrócił do ciasnego pokoju, który wydawał się jeszcze ciaśniejszy przez panujący
w nim bałagan. Mieszkaniec tego rozgardiaszu przemanewrował między rozrzuconymi
przedmiotami i przeszedł do jeszcze mniejszej kuchni. Całe mieszkanie
przypominało klitkę.
Zasiadł przed laptopem
i – być może z braku innych zajęć – wszedł na stronę przeznaczoną tylko dla
dorosłych. Już jego dłoń rozpinała rozporek, gdy usłyszał trzaśnięcie. Wzdrygnął
się.
- Wróciłem!
Do kuchni wkroczył
wysoki chłopak o krótkich, czarnych włosach i kocich oczach. Był odziany w
czarne spodnie i płaszcz oraz glany. Jego strój kontrastował z naturalną
bladością skóry.
- Ta, ta. – Arthur
przewrócił oczami. Jego współlokator równie dobrze mógł nie wracać.
- Zrobiłem zakupy.
Jeśli czegoś potrzebujesz to radziłbym wyjść teraz, bo zamykają za niecałą
godzinę, a twoja półka jest pusta.
- Nie ugotujesz mi
czegoś? – Arthur czerpał dziwną satysfakcję z denerwowania innych ludzi.
- Nie. – Connor nawet
nie zaszczycił spojrzeniem siedzącego przy stole chłopaka.
Kiedy Arthur grał
jeszcze w zespole, ktoś bez wahania zrobiłby mu kolację, a czasem nawet loda,
ale odkąd pozostali członkowie uznali go za zbędnego, chłopak musiał radzić
sobie sam. Co, prawdę mówiąc, kiepsko mu szło.
Nie pracował, bo
uważał, że nie ma roboty dla kogoś takiego jak on. Nie sprzątał, bo twierdził,
że to zajęcie dla kobiet. Podobne zdanie miał na temat gotowania, prania i
mycia się, ale nie wygłaszał swoich poglądów przy pierwszym spotkaniu.
Zachowywał takie smaczki na kolejne.
- Wydajesz się
zabiegany. Klepnij sobie, napij się piwka… - Arthur już sięgał do drzwiczek
lodówki. Czego jak czego, ale piwa nigdy nie brakowało po jego stronie.
- Nie piję.
Connor zazwyczaj nie
angażował się w jakiekolwiek dyskusje z Arthurem. Kiedy odpowiadał to zazwyczaj
tylko po to, by jego współlokator się odczepił. Właśnie dlatego ich relacje nie
były najlepsze, a jedynym, co trzymało Connora w tym mieszkaniu był niski czynsz.
- O, abstynent widzę.
I to była ostatnia
uwaga Arthura tego wieczora.
Connor zamknął się po
niej w pokoju, włączył płytę jakiegoś pedalskiego – według Arthura - zespołu i zajął własnymi sprawami. Gdzie on
się tak szlajał do wieczora skoro nie pił?
Arthur mógł nad tym
dłużej rozmyślać, ale wolał nie marnować na to energii. Całkiem stracił ochotę
na cokolwiek, więc usunął całą historię z przeglądarki i udał do swojego
pokoju. Zapowiadała się długa noc.
***
Po powrocie do pokoju
otworzył książkę i niemalże od razu dał się wciągnąć w świat magii. Przy tym od
czasu do czasu zapisywał coś w notatniku i kolejny raz zagłębiał w lekturę. Po
kilku godzinach powieść lądowała z powrotem na półce, a on wyłączał wieżę i
kładł do łóżka.
Tym razem było
inaczej.
Spojrzał na zegarek i
uznał, że już i tak nie zaśnie, więc może spróbowałby porobić coś innego? Ku
jego rozpaczy wszystkie książki były dawno przeczytane, notatki przejrzane
wielokrotnie, a na grę na gitarze było stanowczo za wcześnie. Słuchawek nie
posiadał.
- Cholera – rzucił w
przestrzeń i jak zwykle odpowiedziała mu cisza.
Spróbował zasnąć, ale
jego wysiłki nie przyniosły pożądanego efektu. Skończyło się na tym, że
przeleżał godzinę i opuściła go ochota na sen.
Connor był typem
człowieka, który nie potrafił siedzieć bezczynnie. Cały czas musiał coś robić –
niezależnie od tego czy była to gra na gitarze, czy czytanie książek – coś
wciąż musiało się dziać. Pozbawiony możliwości wpadał w lekkie przygnębienie.
Niespodziewanie
usłyszał skrzypienie drzwi, a następnie kroki. Uznał to za sygnał do
opuszczenia pokoju i tak też zrobił.
Korytarz o czwartej
nad ranem wydawał się pusty i dosyć ponury. Na porysowany parkiet padało tylko
słabe światło, mające swoje źródło w łazience.
Wszedł do równie
ciemnej kuchni i był w połowie przygotowywania śniadania, gdy niespodziewanie
objęły go silne ręce pokryte tatuażami.
- To co dzisiaj na
śniadanko, kochanie? – Słowa te zostały wypowiedziane bardzo wysoko, co zapewne
miało imitować głos dziewczyny.
Mimo że Connor
wiedział, iż cała ta sytuacja to tylko żart, nie mógł powstrzymać erekcji.
Odchrząknął, rumieniąc się.
- Nie jesteś wcale
zabawny – Arthur prychnął.
Miał na sobie tylko
podkoszulek i ciemne bokserki, dzięki czemu jego liczne tatuaże były niemalże
całkowicie widoczne. Connor nawet nie zdawał sobie sprawy, że się na nie gapi.
- Wiem, że jestem
piękny. Wyglądam jak pieprzony, kurwa, Adonis, ale coś ci się chyba przypala, kierowniku.
Faktycznie, w
powietrzu zaczął ulatniać się zapach spalenizny. Słowa współlokatora
momentalnie go ocuciły i spowodowały jak najszybsze wyłączenie gazu.
- Stary, ja wiem, że
jest wcześnie, ale mógłbyś trochę się ogarnąć. – Arthur rzucił z niesmakiem.
Connor tylko oparł
dłońmi o blat i nie odpowiedział. Całkiem stracił apetyt. Poza tym brak snu
rzeczywiście mu szkodził, ale nie żałował siedzenia do późna, by skończyć
książkę. Powieść była tego warta.
- A ty czemu tak
wcześnie wstałeś? Wykopali cię ze snu?
- Zaraz ciebie wykopią
przez okno.
Poranek minął w
milczeniu nad kubkami kawy. Arthur siedział w Internecie, podczas gdy Connor
oddał się rozważaniom i kompletnie wyłączył na otaczający go świat. Umiejętność
całkowitej izolacji – obaj ją opanowali do perfekcji.
Ciszę poranka zakłócił
dzwonek telefonu – najgłośniejszy dubstep, jaki przyszło słyszeć Connorowi.
- Nie odbierzesz? –
zapytał.
- Do mnie, moja desko!
– po mieszkaniu rozszedł się donośny głos Arthura. Nic nie zapowiadało, że
wstanie i postanowi odebrać połączenie. – Wygląda na to, że to nic ważnego.
- Jesteś niemożliwy. –
Connor podniósł się z niechęcią i ruszył do pokoju współlokatora.
Ledwo otworzył drzwi,
gdyż podłogę zawalały najróżniejsze przedmioty: od okruchów po źle ustawione
meble. Na czymś, co wyglądało jak łóżko obracała się komórka. Jeśli w kuchni
dzwonek wydawał się irytujący i głośny to możecie sobie tylko wyobrazić, jaki
hałas panował w pokoju Arthura.
Connor przemanewrował
przez bajzel i bez niczyjego pozwolenia odebrał telefon.
- Halo?
- Och – po drugiej
stronie rozległo się tylko kobiece westchnienie. Zinterpretował to jako
zdziwienie.
- Rozumiem, że chodzi
o Arthura. Już podaję mu telefon.
Ponownie
przemaszerował przez najróżniejsze przedmioty zaściełające podłogę, a następnie
podał aparat współlokatorowi. Ten, delikatnie mówiąc, nie był zadowolony, że
ktoś odebrał jego połączenie.
- Lori? To ty? Nie, to
tylko mój współlokator. Nie, nic mnie z nim nie łączy. Po prostu akurat
przechodził koło mojego pokoju i usłyszał dzwonek.
Connor słuchał tych
tłumaczeń, co chwila przewracając oczami. Zabrał swój kubek kawy i chciał
odejść, gdy nagle usłyszał coś interesującego.
- Nie, on nie jest
jednym z nich. Lori, to nie jest rozmowa na telefon. Oddzwonię później… Co?!
Jak to: przyjeżdżasz?! Ktoś cię… Lori? LORI!
Telefon wylądował na
stoliku, a Arthur odchylił się na krześle w geście kapitulacji.
- Jeśli nie chcesz
zginąć to ulotnij się z tego mieszkania.
***
Lori okazała się niską
kobietą po trzydziestce o lśniących kasztanowych włosach, drogich eleganckich
ciuchach i zadbanych paznokciach. Przy tym sprawiała wrażenie sympatycznej ze
swoim szczerym uśmiechem i stylem bycia. To nie była typowa femme fatale, choć miała spore zadatki
na takową.
- Powiedzcie mi
szczerze, ile to już trwa? – wlepiała w nich swoje ciekawskie spojrzenie,
popijając zieloną herbatę.
Connor, pomimo starań,
nie zdążył opuścić mieszkania przed przybyciem Lori, czego skutkiem było
niefortunne spotkanie w drzwiach. Siłą zaciągnęła go do środka, posadziła w
kuchni i zażądała wyjaśnień, których żaden z nich nie był w stanie jej
zagwarantować.
Arthur siedział
zrezygnowany z twarzą w dłoniach.
- Nie powinnaś być w
pracy? Jest po siódmej…
- Czy ty masz
jakiekolwiek pojęcie o mojej robocie? Nie, więc przymknij się, Artie. Chyba że
masz dla mnie jakieś dobre wyjaśnienie tej całej sytuacji.
- Lori, tak? Nie
chciałbym przeszkadzać, ale my naprawdę tylko razem mieszkamy. Nic nas
kompletnie nie łączy. Nawet za sobą nie przepadamy…
- Oczywiście!
Najłatwiej wszystkiemu zaprzeczać! Gdybym ja się tak zachowywała w pracy…
Zapanowała cisza.
Arthurowi przeszła ochota na wykłócanie o prawdę, a Connorowi nie przychodziły
do głowy żadne argumenty czy dowody.
- Czyli co? Poddajecie
się? Przyznajecie mi rację? Jak mam rozumieć to milczenie? – skrzyżowała ręce
na piersi i odchyliła na krześle.
- Nawet jeśli, to nie
jest to twój pieprzony interes – Arthur już dawno stracił cierpliwość i z
trudem panował nad irytacją.
- Po prostu się
martwię. Zabronisz mi? – Lori się wyprostowała, gotowa znokautować brata ciętą
ripostą.
- Tak, zabronię.
Kobieta posłała
spojrzenie w stronę zrezygnowanego Connora, a następnie z powrotem na Arthura.
- Dobra, ale żeby było
jasne: jeszcze tu wrócę. – Starannie wypielęgnowany paznokieć w odcieniu głębokiej
czerwieni powędrował w górę.
Lori podniosła się z
krzesła, zabrała torebkę i ruszyła w kierunku wyjścia, grożąc po drodze palcem.
- Pamiętaj: ja tu
wrócę. – Opuściła mieszkanie, zostawiając po sobie zapach drogich perfum i
niezręczną ciszę.
***
Słońce powoli sunęło
po niebie jak samochody w godzinach szczytu. Ciepłe promienie otulały jeszcze
zaspane miasto, dając jego mieszkańcom energię na cały poranek. Właśnie dlatego
uwielbiała tę porę dnia. Słońce napawało ją optymizmem i poprawiało humor.
Zbiegła po schodach i
wypadła na rześkie powietrze. Wzięła głęboki oddech i ruszyła ulicą z innymi
pieszymi śpieszącymi się do pracy czy szkoły.
Wśród spotykanych
przez nią osób byli ludzie młodsi i starsi. Większość z nich stanowili poważni
biznesmeni i femme fatale – wszyscy w
nienagannych strojach z aktówkami i smartfonami wielkości cegły. Jednak ona w
głębi duszy nie chciała do nich należeć. Nie potrafiłaby wytrzymać całego dnia
na niebotycznie wysokich szpilkach i w obcisłej spódnicy. Wolała ubierać się
swobodnie i spędzać czas w miłej atmosferze, a nie konkurując z innymi o
stanowisko.
Wśród tłumu sunącego
do swoich zajęć byli też wiecznie zmęczeni studenci. Szli powoli z ciężkimi
torbami i słuchawkami w uszach, czasem czytając książkę. Każdy z nich miał sine
wory pod oczami - oznakę długiej nocy spędzonej bardziej na imprezowaniu niż
przygotowywaniu do egzaminów. Wszyscy wydawali się zrezygnowani i pozbawieni
ambicji. Ona miała dobrą posadę w raczej spokojnym miejscu z elastycznymi
godzinami pracy. Kawiarnia nigdy nie stała pusta, więc w każdej chwili mogła
przyjść i kogoś zmienić. Nie potrzebowała studiów do robienia rewelacyjnej
kawy.
Po dłuższym spacerze
dojrzała znajomy szyld z ręcznie narysowaną filiżanką – jej dziełem – i dużą
naklejką przedstawiającą kawałek jakiegoś ciasta.
Przeszła przez ulicę i
niemalże sfrunęła po schodach znajdujących się pod ręcznie wykonaną reklamą.
Nie mogła się doczekać, gdy przekroczy próg kawiarni i poczuje zapach kawy,
który zawsze dodawał jej energii.
Po chwili nastąpił ten
moment.
Wpadła do lokalu, a
następnie pognała w stronę zaplecza.
- Cześć – niewyraźne
słowo dobiegło jej uszu i natychmiast stanęła. Za ladą siedział jej
współpracownik.
- H-hej – odrzekła,
przyglądając się chłopakowi. – Wyglądasz jak trup.
Na bladej twarzy jej
kolegi pojawił się równie blady uśmiech.
- Tak też się czuję.
- Czyżbyś nie mógł
spać w nocy? – Przewiązała w pasie firmowy fartuszek i odwróciła do rozmówcy. –
A może ktoś nie pozwolił ci zasnąć?
Connor uśmiechnął się
pod nosem. Coś zdecydowanie nie dało mu zmrużyć oka i niekoniecznie był to
człowiek.
- Nic z tych rzeczy. –
Pomachał ręką jakby chciał odgonić muchę. – Istotniejsze jest to, co się działo
rano.
- Druga runda? – Bunny
wydawała się autentycznie rozbawiona.
- Czy ty potrafisz
myśleć tylko o seksie?
- Miałam na myśli coś
innego! – oburzyła się.
- Co takiego?
- Bossa! Czasami nie
potrafię zasnąć dopóki takiego nie pokonam. Ostatnio natknęłam się na wyjątkowo
upierdliwego i trzecią noc się nad nim męczę! I kto teraz myśli tylko o seksie?
Connor poczuł się
naprawdę głupio. Najwidoczniej nie doceniał swojej przyjaciółki.
- Możesz opowiadać
dalej. – Zajęła miejsce na stołku obok niego i oparła łokcie o ladę.
- Wszystko zaczęło się
od tego, że odebrałem telefon Arthura.
- Co zrobiłeś?!
- Odruch bezwarunkowy!
- Nie bałeś się, że
ktoś… coś sobie pomyśli? Za dużo wyobrazi? Cokolwiek?
- Mówię, że to był
odruch bezwarunkowy. Arthur ma najgorszy dzwonek jaki w życiu słyszałem. Gdybym
nie odebrał…
- Mógłby oddzwonić.
Nie przyszło ci to do głowy?
- Wyobraź sobie, że
nie.
- Connor… - Bunny
schowała twarz w dłoniach. Czasami nie była w stanie go zrozumieć. – Co było
dalej?
- Musiałem sobie
poradzić z konsekwencjami. Przyjechała jego siostra.
- Pewnie zrobiła wam
wykład na temat bezpiecznego seksu i takich tam – teraz Bunny wybuchła śmiechem.
Connor siedział
zrezygnowany i czekał na moment, gdy będzie mógł coś dodać, ale nic nie
wskazywało na to, że ta chwila szybko nadejdzie.
***
Najgorszą rzeczą w
przypadku bycia bezrobotnym jest brak gotówki. Trzeba stale pilnować wydatków i
zrezygnować z pewnych przyjemności. Tylko teoretycznie. Arthur nie miał zamiaru
oszczędzać na piwie czy papierosach, czego teraz ponosił konsekwencje.
Siedział przy stole w
kuchni, przeliczając fundusze mające mu wystarczyć do końca miesiąca, co zawsze
podnosiło mu ciśnienie.
- Kurwa – rzucił w
przestrzeń, łapiąc się za głowę.
Nie zostało mu wiele
pieniędzy. Przez dwa tygodnie jadał praktycznie tylko na mieście, a jeszcze
wcześniej był zmuszony zapłacić czynsz. Poza tym piwo i papierosy kosztowały, a
nie był zwolennikiem oszczędzania.
Kurwa.
Zsunął wszystkie
rachunki ze stołu i ukrył twarz w dłoniach. Prawie wcale nie uczestniczył w
wymaganych spotkaniach, przez co istniało zagrożenie, że zasiłek zostanie mu
odebrany*. Co wtedy? Z tatuażami, piercingiem i całkiem bogatą kartoteką nie
miał co liczyć na dobrą pracę.
W każdej chwili mógł
zatrudnić się jako męska prostytutka albo striptizer, ale już to przerabiał.
Praktycznie nie będzie dostawał nic bądź tylko głodowe stawki.
Z trudem się ogarnął i
opuścił mieszkanie.
***
Było spokojnie. Bunny
siedziała przy ladzie, czytając przyniesiony magazyn i co jakiś czas zerkając
na klientów, którzy żywo dyskutowali przy stolikach. Tego dnia ruch był
niewielki. Od dłuższego czasu nikt nowy się nie pojawił, a nadchodziła godzina
szczytu.
Jednak ona lubiła ten
spokój.
Wokół unosił się
zapach kawy, a do jej uszu rzadko docierały słowa. Nie potrzebowała słuchawek.
Uwielbiała cichy szmer rozmów, buczenie lodówki i delikatne dźwięki jazzu
wydobywające się ze starego radia. Kawiarnia była oazą spokoju.
Wtedy z zaplecza
wyłonił się Connor. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż zaledwie parę godzin
wcześniej. Jego twarz nabrała koloru, a oczy życia. Znów był tym sympatycznym
chłopakiem, którego uwielbiała.
- Co tam, śpiąca
królewno? – Bunny uśmiechnęła się na widok przyjaciela.
Może nigdy tego
specjalnie nie okazywała, ale samo spojrzenie na chłopaka poprawiało jej humor.
Zawsze wydawał się pełen energii i prawie nigdy nie marudził. Na jego twarzy
niemal cały czas gościł uśmiech, co bardzo ceniła. Uwielbiała optymistów.
- Miałem cholernie
dziwny sen… - Connor mruknął, nalewając kawy do kubka.
- Coś, czym można się
pochwalić?
Pokręcił głową i upił
łyk kawy. Na jego twarzy pojawił się rumieniec. Bunny zachichotała.
- Wolę nie wnikać. –
Spojrzała na zegarek. – Miałbyś coś przeciwko gdybym zniknęła na chwilę?
- Nie. Pod warunkiem,
że przyniesiesz mi coś do jedzenia. – Uniósł palec.
- Stoi – na jej twarzy
rozkwitł uśmiech. Postanowiła wykorzystać okazję i – zanim Connor zdążył się
zorientować, co się dzieje – złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Zaraz
potem wybiegła z kawiarni, zostawiając chłopaka w lekkim szoku.
***
Słońce było już
wysoko, gdy przemierzał ulice miasta, posyłając mijanym przechodniom mordercze
spojrzenia. Ci - w obawie o swoje zdrowie, a może nawet życie – odsuwali się
jak najdalej od niego.
Faktycznie jego wygląd
był dosyć przerażający: skórzana kurtka, papieros w ustach i tatuaże widoczne
przez podwinięte rękawy. Jednak nawet teraz zdarzały się chwile, gdy nastolatki
lub studentki zerkały na niego z zainteresowaniem.
Laski lecą na niegrzecznych chłopców, a on miał tego pełną świadomość. W
każdej chwili mógł podejść do dowolnej dziewczyny, zaprowadzić ją do ciemnego
zaułka i namiętnie się z nią kochać. Wiedział, że żadna nie stawiałaby oporu.
Szedł, rozmyślając nad
swoimi problemami, gdy nagle ktoś w niego wbiegł. Pomimo wysiłków, nie udało mu
się utrzymać równowagi i upadł na chodnik. Przez chwilę był w szoku.
Zdezorientowany kręcił głową to na prawo, to na lewo, gdy wreszcie zrozumiał,
co się stało. Jego wściekłe spojrzenie przesuwało się po twarzach przechodniów
aż trafiło na niską blondynkę masującą czoło.
Od razu jego złość
minęła i teraz obserwował niezdarną dziewczynę w jego typie. Szybko przesunął po
niej wzrokiem, zatrzymując na dłużej na sporych piersiach. Od razu wstał i
podał jej rękę.
- Przepraszam, nie
patrzyłem – rzucił, choć zazwyczaj nie przyznawał się do porażki. – Wszystko w
porządku?
- T-tak. – Dziewczyna
podniosła wzrok na chłopaka i zarumieniła się. – T-to ja przepraszam!
Spieszyłam się i… - Zaczęła zbierać porozrzucane reklamówki nie zawracając
sobie głowy dokończeniem wypowiedzi.
Przechodnie posyłali
im ciekawskie spojrzenia, ale szybko tracili zainteresowanie. Kogo mogła
obchodzić para młodych ludzi, zbierająca przedmioty z chodnika?
- Jak masz na imię? –
spytał jakby od niechcenia.
- Bunny. – Tym razem
nie spojrzała na niego, choć bardzo chciała dokładniej przyjrzeć się jego
twarzy.
- Dokąd się tak
spieszyłaś, Bunny? – Zauważyła, że miał bardzo ładny akcent.
- Pracuję w kawiarni.
To niedaleko… - wskazała na szyld po drugiej stronie ulicy. – Wyskoczyłam tylko
na chwilę.
Kiwnął głową i zabrał
kilka reklamówek. Bunny chciała zaprotestować, ale posłał jej uśmiech i zaczął
wypytywać o najróżniejsze drobiazgi.
W ten oto sposób
Arthur zbliżał się do odwiedzenia kawiarni Rabbit’s Hole.
***
Connor właśnie
obsługiwał sympatyczną studentkę psychologii, która nawet nie ukrywała
zainteresowania jego osobą. Żartowała, dotykając niby przypadkiem jego
ramienia. Powoli konwersacja schodziła na coraz to bardziej intymne tematy.
Modlił się, by ta rozmowa jak najszybciej dobiegła końca.
W tym właśnie momencie
rozbrzmiał dzwonek telefonu. Przeprosił i pognał na zaplecze, by odebrać.
- Halo? – spytał.
- Czekam na ciebie – w
słuchawce rozległ się lekko zniżony, lecz znajomy głos.
Connor nie musiał
słyszeć nic więcej. Wykonał szybkie połączenie do Bunny i zaczął przygotowywać
do opuszczenia kawiarni.
***
- Mógłbyś mi podać
telefon?
Arthur przez chwilę
walczył z reklamówkami z jedzeniem na wynos. W normalnych okolicznościach
rzuciłby wszystko na ziemię, jednak w towarzystwie dziewczyny wolał zachować
przynajmniej pozory przyzwoitości.
Wkrótce wygrzebał komórkę.
- Connor? Coś się
stało? – Bunny się zatrzymała. – Rozumiem. Jestem przy kawiarni. Tak, mam
jedzenie. Poczekam.
Połączenie zostało
przerwane.
- Kolega?
- Tak. Miał pilny
telefon z uczelni, więc.. Connor! – Po schodach wspinał się chłopak w bluzie.
Kaptur zasłaniał twarz, jednak dało się dostrzec skinięcie, gdy odbierał
reklamówkę.
Po chwili zniknął w
tłumie.
***
- Przytulnie tu –
rzucił, rozglądając się po kawiarni. Na dłużej zatrzymał wzrok na obrazie
wiszącym niedaleko lady.
- Też tak sądzę –
Bunny przesunęła w kierunku Arthura duży kubek kawy i talerz ze świeżymi
drożdżówkami.
Już chciał odmówić,
jednak pachnące bułeczki znalazły się bliżej jego nosa.
- Na koszt firmy.
- Dobra, ale oddam
przy okazji. – Spróbował jednej z drożdżówek. – Pycha! Dlaczego tak tu pusto?
Bunny zachichotała.
Uwielbiała uszczęśliwiać ludzi, a dziecięca radość Arthura dodatkowo ją
rozbawiła.
- Robisz coś dzisiaj
wieczorem? – spytała.
Arthur tylko się
uśmiechnął zawadiacko.
- Teraz już tak.
_______________
*"Prawie wcale nie uczestniczył w wymaganych spotkaniach (...)" - w Wielkiej Brytanii utrzymać zasiłek można przez uczestniczenie w specjalnych spotkaniach z pracownikiem tzw. job centre. Zasiłek jest przyznawany, jeśli sam zainteresowany aktywnie poszukuje pracy i chodzi na rozmowy kwalifikacyjne. W przypadku, gdy kompletnie nie angażuje się w zdobycie zatrudnienia, zasiłek jest mu odbierany. Tak, zrobiłam research.
*"Prawie wcale nie uczestniczył w wymaganych spotkaniach (...)" - w Wielkiej Brytanii utrzymać zasiłek można przez uczestniczenie w specjalnych spotkaniach z pracownikiem tzw. job centre. Zasiłek jest przyznawany, jeśli sam zainteresowany aktywnie poszukuje pracy i chodzi na rozmowy kwalifikacyjne. W przypadku, gdy kompletnie nie angażuje się w zdobycie zatrudnienia, zasiłek jest mu odbierany. Tak, zrobiłam research.
Masz nową czytelniczkę! Ooo świetnie się zapowiada, ale mi się już wi-fi kończy, więc spadam. Pozdrawiam i weny na sam początek i do samego końca życzę. ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, nie mam słów. Wątki humorystyczne są świetnie dobrane, sposób pisania jest spójny i bardzo przyjemny w odbiorze. Nastrój też jest świetnie zbudowany. Podobieje mi się bardzo. 100 truskawek na dziesięć możliwych.
OdpowiedzUsuńŚwietny! Oby tak dalej ^^ No i żeby reszta tez była taka długa. *albo to ja czytam jakies dziwnie krótkie blogi ;;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na wiecej *-* Weny życzę :3
OdpowiedzUsuńPo prostu BOSKIE. Kocham to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńNajlepsze są wątki humorystyczne. Po prostu takie uwielbiam.
Życzę duuużo weny i lecę czytać kolejny rozdział.
przy okazji zapraszam: minoshi-suzume.blogspot.com