wtorek, 29 marca 2016

Człowiek z Księżyca

Noc wisi nad miastem, a mnie jest ciężko oddychać. Czy jestem chory? Ależ owszem. To miłość obdarzyła mnie tą chorobą. Podrzuciła mi ją niezauważenie niczym kukułka swe pisklę.
Wciąż cierpię.
Pogrążam się w tym nieustannym smutku i dalej patrzę w księżyc. Czego poszukuję? Za czym tak nieustannie wodzę wzrokiem? Czy tworzę mapę nieba, że tak usilnie staram się odkryć wędrówkę gwiazd?
To nie ma sensu.
Nie potrafię przy Tobie udawać pisarza. Nawet nie podoba mi się ten wstęp, ale list wymaga rozpoczęcia. Przynajmniej tak mówią.
W Petersburgu na razie cisza. Do mojego pokoiku na poddaszu nie docierają żadne wieści spoza miasta. Ba! Odnoszę wrażenie, że zostałem całkiem odizolowany od otaczającego mnie świata. Nikt nigdy nie przychodzi, na mieście nikt nie rozmawia, gazety nagle zniknęły. Takie odnoszę wrażenie.
Chyba zdziwaczałem. Nie ma Cię w Rosji, mam tylko Twój nowy adres i jedyne co mi zostaje to pisanie. Śmieszne. Do tej pory sądziłem, że nie dam rady nic stworzyć, a mimo wszystko siedzę po północy i piszę ten list. Świeca prawie mi się skończyła, a księżyc znów jest w pełni. Kpi ze mnie, drań!
Ten księżyc to mnie już denerwuje. Kolejną noc zerka mi do pokoju, patrzy, przygląda się. Jak szpieg! Pewnie nie rosyjski. Naszych to nie interesuje ubóstwo na ulicach, niesprawiedliwość, a wszyscy po równo mieli dostać! Jedyne co po równo dostaliśmy do tej pory to bieda, brudne powietrze i ten przeklęty księżyc.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Wyobrażam sobie jak nucisz pod nosem jakąś zapomnianą piosenkę i zaczynasz opowiadać jak to w teatrze Sierioża tak pięknie z księżycem rozmawiał podczas występu. I w tym moim ciasnym pokoju znikąd pojawiłaby się scena i przed moimi oczami rozegrałoby się przedstawienie. Nawet nie takie jak wtedy. Lepsze! Bo Sierioża i tak jest słabym aktorem w porównaniu do Ciebie.
Wyobrażam sobie Twój śmiech.
Pewnie Twoje szczupłe palce sięgnęłyby po papierosa lub kieliszek. Twoje spojrzenie napotkałoby moje, a nasze dłonie same by się odnalazły.
Aż przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie naszych wiosennych nocy.
Kiedyś na pewno je powtórzymy. Może którejś wiosny przyjadę do Berlina? Chociaż może lepiej nie. Nie rozpoznasz mnie. Zapuściłem włosy, urosła mi broda, na pewno schudłem. Teraz w Rosji nie trudno schudnąć.
Mimo to musimy się niedługo spotkać. Mam już dosyć tych chłodnych nocy, braku inspiracji i pisania listów. Chcę znowu wybrać się z Tobą do teatru, pisać dla Ciebie wiersze, tańczyć z Tobą w rytm starych piosenek. Nie chcę, żeby księżyc patrzył na mnie z pogardą.
Pewnie już Cię nudzi moje narzekanie na księżyc. Ale cóż mam poradzić? Dalej ukrywam się na poddaszu starej kamienicy i żyję w ciągłym strachu, że któregoś dnia wejdzie Anuszka i zażąda czynszu, a ja nie będę mógł jej zapłacić. Jednak o tym nie muszę Cię informować.
Za to powinienem napomknąć, że usycham z tęsknoty. Sam nie wiem, za co mam się zabrać, nie mogę pisać, nie mogę nigdzie wyjść. Kompletnie sobie nie radzę. Czasem odezwę się do księżyca, innym razem do siebie. Dziwaczę. Coraz częściej czuję, że nie mam na nic siły. Możliwe, że ten list to mój testament. Tylko, że i tak nie mam nic do przekazania. Chyba że chcesz kilka pomiętych kartek, prawie wypaloną świecę i długi.
Nie wiem, o czym mam już pisać. Wyczerpałem swoje możliwości na dzisiejszą noc. Nie musisz odpowiadać na ten list. Jeszcze ktoś znajdzie moją kryjówkę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Sasza. Dbaj o siebie.

P.S. Spotkałem Sieriożę jeszcze zanim to wszystko się zaczęło i kazał cię pozdrowić. Nie wiem, czy to jeszcze aktualne, ale i tak przekazuję.
______________________
Wróciłam!
Uprzedzam, że niedługo znowu zniknę, bo w kwietniu szykuje się mnóstwo projektów, sprawdzianów i innych tego typu rzeczy. Jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądać maj, ale w czerwcu mam wyjazd do Londynu na dwa tygodnie (szykuje się zbieranie informacji do Losu...).
A skoro już wspomniałam o Losie... Strasznie topornie idzie mi pisanie czwartego rozdziału. Jakoś nie mogę się spiąć i napisać wszystkiego tylko sobie siadam od czasu do czasu i skrobię zdanie albo dwa, Muszę napisać jakiś porządny plan wydarzeń jak to było w trójce.
Pewnie w międzyczasie pojawi się jakiś one shot, Akurat na tego miałam ochotę od dłuższego czasu i cieszę się, że w końcu go napisałam. Tak przy okazji: Sasza to skrót od imienia Aleksandra lub Aleksander, więc pozostawiam Wam wolną rękę w interpretacji.
Mam nadzieję, że w końcu się ogarnę i wrócę do głównego opowiadania. Trochę głupio tak je odkładać.
Cóż... do następnego!
*ucieka, gdzie pieprz rośnie*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz